" To przerażające, co może skrywać uśmiech. "
Machałam za nią wciąż, ale jej już nie było. Zniknęła z moich oczu już kilkadziesiąt sekund temu, ale ja wciąż stałam i nie mogłam pogodzić się z tym, że zobaczę ją dopiero najwcześniej za jakieś kilka miesięcy, jak nie dłużej. Przywiązałam się do jej codziennego widoku, do jej szalonych porad, zwariowanego stylu życia, gadulstwa i pewności siebie. Wiem, że nie mogę jej zatrzymywać, ale ta świadomość, że już nie będzie jej przy mnie na każde moje zawołanie, kuła mnie mocno w pierś.
- Chodź, nie ma już co tu stać. - Noel położyła mi dłoń na ramieniu. Skąd się tu ze mną wzięła? Luke mi ją załatwił jako eskortę, nie chciał żebym wybierała się sama w miasto, bo po imprezie i zbyt małej ilości snu, opadłam z sił i niespodziewanie zemdlałam, kiedy schodziłam po schodach. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, ale Luke nieźle się wystraszył i nie chciał żebym teraz była sama. Alex pojechał do jakichś starych znajomych, bo chciał ich odwiedzić zanim wróci do Kanady, to też Noel wydała mu się idealną kompanką dla mnie, tym bardziej, że się polubiłyśmy.
Spojrzałam więc ostatni raz w miejsce w którym zniknęła Hazel i wytarłam łzy, które skapywały po moich policzkach. Noel objęła mnie w pasie i patrzyła na mnie ze śmiechem, prowadząc w stronę parkingu. - Hazel nie wyjeżdża na koniec świata, jestem pewna, że wkrótce się zobaczycie. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
Zanim wróciłyśmy do mojego domu, jeździłyśmy po okolicy i wywieszałyśmy ogłoszenia wydrukowane przez Noel. Szukała ona jakiegoś taniego mieszkania blisko centrum, bo planowała zostać tu na dłużej. Dostała fajną, dobrze płatną pracę w salonie kosmetycznym, więc teraz do szczęścia potrzebny było jej tylko spokojne lokum. Do tej pory podróżowała w trasie razem ze swoją kuzynką Lou Teasdale - fryzjerką i kosmetyczką One Direction, ale chciała na jakiś czas odpocząć i ustabilizować się w jednym miejscu. I tak oto trafiła na Los Angeles i ciekawą ofertę w samym Hollywood. Wszystko to dzięki znajomością z chłopcami i z jej dotychczasowym doświadczeniem. Śmiałam się, że jak już się zaaklimatyzuje, to będę jej częstą klientką. Po godzinnym jeżdżeniu i rozwieszaniu ogłoszeń zrobiłyśmy się głodne, więc zrobiłyśmy przerwę na obiad. Alex wróci dopiero wieczorem, więc nie zaszczyci mnie dziś swoim cudownym obiadem.
- Teraz, jak mam trochę wolnego czasu, to muszę się poważnie zabrać za jakieś gotowanie. Moje umiejętności kulinarne sprowadzają się do odgrzewania mrożonek, przygotowania jajecznicy i usmażenia tostów. - zachichotałam i zajęłam miejsce przy oknie we włoskiej restauracji, przy której się zatrzymałyśmy. Po kilku minutach przyszedł kelner, który tak jak i cały personel, był rodowitym Włochem. Zdradziła go nie tyle ciemna karnacja i czarne włosy, ale też piękny, włoski akcent.
- Ja poproszę jakąś sałatkę, zdaję się na Pana gust. - uśmiechnęłam się do niego, a on kiwnął głową i spojrzał na Noel która wpatrywała się w menu ze zmarszczonym czołem i nosem.
- Nie mam pojęcia co to jest, ale wezmę to coś. - wskazała palcem na kartę, a kelner pochylił się nad nią i zapisał danie, zawadiacko się do niej uśmiechając. Oprócz tego zamówiłyśmy jeszcze po szklance świeżo wyciskanego soku z pomarańczy, kawę i ciasto francuskie z masłem. Gdy odprowadziłyśmy chłopaka wzrokiem, pochyliłam się nad stołem.
- Powiedz mi, jak to jest, że wszyscy faceci tak na Ciebie lecą?
- Nie mam pojęcia, jak tylko przestałam zaprzątać sobie nimi głowę, to nagle wszyscy się do mnie pchają. To zaczyna być wkurwiające. - westchnęła. Gdy kelner wrócił do nas po pięciu minutach i kładł kawę na stolik, Noel oblizała kokieteryjnie usta i zmierzyła go zalotnym wzrokiem, a on uśmiechnął się do niej szeroko.
- Ja poproszę jakąś sałatkę, zdaję się na Pana gust. - uśmiechnęłam się do niego, a on kiwnął głową i spojrzał na Noel która wpatrywała się w menu ze zmarszczonym czołem i nosem.
- Nie mam pojęcia co to jest, ale wezmę to coś. - wskazała palcem na kartę, a kelner pochylił się nad nią i zapisał danie, zawadiacko się do niej uśmiechając. Oprócz tego zamówiłyśmy jeszcze po szklance świeżo wyciskanego soku z pomarańczy, kawę i ciasto francuskie z masłem. Gdy odprowadziłyśmy chłopaka wzrokiem, pochyliłam się nad stołem.
- Powiedz mi, jak to jest, że wszyscy faceci tak na Ciebie lecą?
- Nie mam pojęcia, jak tylko przestałam zaprzątać sobie nimi głowę, to nagle wszyscy się do mnie pchają. To zaczyna być wkurwiające. - westchnęła. Gdy kelner wrócił do nas po pięciu minutach i kładł kawę na stolik, Noel oblizała kokieteryjnie usta i zmierzyła go zalotnym wzrokiem, a on uśmiechnął się do niej szeroko.
Po zjedzeniu pysznego obiadu, wróciłyśmy do rozwieszania ogłoszeń, a po około godzinie, kiedy wszystko już powiesiłyśmy, Noel odwiozła mnie pod dom.
- Dzięki za "opiekę" nade mną.
- Dzięki za pomoc. - puściła do mnie oczko. Wygramoliłam się z samochodu i pomachałam jej, kiedy odjeżdżała. Aktualnie spała w hotelu razem z kuzynką i chłopcami, ale liczyła, że szybko ktoś odezwie się do niej w sprawie mieszkania. Zamiast skierować się do swojego domu, przeszłam na drugą stronę ulicy i zapukałam w drzwi Charliego. Otworzył niemal momentalnie.
- Stoisz cały czas przy tych drzwiach? - parsknęłam śmiechem i weszłam do środka, mimo jego zakłopotanej miny. - Jeszcze nie widziałam jak się urządziłeś!
- Ty pewnie do Charliego. Zaraz go zawołam. - powiedział głupkowato i pobiegł po schodach na górę.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne! - krzyknęłam za nim i weszłam do przestronnego salonu. Jego dom był podobnej wielkości co mój, ale wnętrze i układ pokoi był całkowicie inny. Usiadłam na kanapie i rozglądałam się w poszukiwaniu Muffina, którego na czas imprezy przeniosłam tutaj.
- Dzięki za "opiekę" nade mną.
- Dzięki za pomoc. - puściła do mnie oczko. Wygramoliłam się z samochodu i pomachałam jej, kiedy odjeżdżała. Aktualnie spała w hotelu razem z kuzynką i chłopcami, ale liczyła, że szybko ktoś odezwie się do niej w sprawie mieszkania. Zamiast skierować się do swojego domu, przeszłam na drugą stronę ulicy i zapukałam w drzwi Charliego. Otworzył niemal momentalnie.
- Stoisz cały czas przy tych drzwiach? - parsknęłam śmiechem i weszłam do środka, mimo jego zakłopotanej miny. - Jeszcze nie widziałam jak się urządziłeś!
- Ty pewnie do Charliego. Zaraz go zawołam. - powiedział głupkowato i pobiegł po schodach na górę.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne! - krzyknęłam za nim i weszłam do przestronnego salonu. Jego dom był podobnej wielkości co mój, ale wnętrze i układ pokoi był całkowicie inny. Usiadłam na kanapie i rozglądałam się w poszukiwaniu Muffina, którego na czas imprezy przeniosłam tutaj.
- Oo, hej Ash. - odwróciłam głowę w kierunku Charliego, który właśnie wszedł do salonu. Coś mi jednak nie pasowało.
- Ale z Ciebie żartowniś. Poza tym, mogłeś zostać w tamtej koszulce, wolę Cię w niebieskim.
- Co? -zmrużył brwi, a ja machnęłam ręką i oznajmiłam, że przyszłam po Muffina. - Ach tak, śpi w mojej sypialni. Zaraz go przyniosę. - powiedział i wrócił się na górę. Nie minęła jednak minuta, kiedy z powrotem był na dole. I znowu w tym zielonym t-shircie, który miał na sobie wcześniej.
- Nie mów, że zgubiłeś mojego kota. - spojrzałam na jego puste ręce. - A tak w ogóle, to kiedy startujecie z jakimś nowym układem? - zapytałam, a on gapił się na mnie jak na głupią.
- Ale z Ciebie żartowniś. Poza tym, mogłeś zostać w tamtej koszulce, wolę Cię w niebieskim.
- Co? -zmrużył brwi, a ja machnęłam ręką i oznajmiłam, że przyszłam po Muffina. - Ach tak, śpi w mojej sypialni. Zaraz go przyniosę. - powiedział i wrócił się na górę. Nie minęła jednak minuta, kiedy z powrotem był na dole. I znowu w tym zielonym t-shircie, który miał na sobie wcześniej.
- Nie mów, że zgubiłeś mojego kota. - spojrzałam na jego puste ręce. - A tak w ogóle, to kiedy startujecie z jakimś nowym układem? - zapytałam, a on gapił się na mnie jak na głupią.
- Nie wiem, musisz zapytać Charliego. - odpowiedział, drapiąc się po głowie i tak po prostu sobie... odszedł. Westchnęłam i wywróciłam oczami, opadając na poduszki. Zapatrzyłam się w telewizor, gdy przeszkodził mi jego głos.
- Oto i Muffin, największy leniuch jakiego znam. - pogłaskał go po głowie, ale ja zamiast powitać się z kotem, który wyrywał się na mój widok. patrzyłam na jego koszulkę. Niebieską. Znowu.
- Charlie, czy tobie się nudzi?
- Nie specjalnie, a dlaczego? - zdziwił się i usiadł obok mnie.
- Przebierasz się co chwilę. Pytałam kiedy zaczynacie z nowym układem. - zabrałam Muffina spod jego rąk i przytuliłam się do jego mięciutkiego, białego futerka.
- Wybacz, nie słyszałem tam na górze... Co jest? - uniósł brew, kiedy zobaczył moją reakcję na jego słowa.
- Stałeś na przeciwko mnie. - powiedziałam dobitnie. - Co się z tobą dzieje?
- Nie wiem o czym mów...aaa! - przerwał nagle i wybuchnął głośnym śmiechem. Spoglądałam na niego z wyraźnie zaniepokojoną miną, nie wiedziałam co mu się dzisiaj dzieje, i właśnie wtedy przeżyłam szok. Do salonu wrócił klon Charliego. W tej zielonej koszulce.
- Z czego się tak śmiejesz? - odezwał się identycznym głosem, a ja spoglądałam to na jednego, to na drugiego w wielkim osłupieniu.
- Ashley, to mój brat Will. - Charlie siedzący koło mnie wskazał na tego drugiego, wciąż powstrzymując się od śmiechu. - Brat bliźniak. - podkreślił i obydwoje śmiali się z mojego zdezorientowania.
- Oto i Muffin, największy leniuch jakiego znam. - pogłaskał go po głowie, ale ja zamiast powitać się z kotem, który wyrywał się na mój widok. patrzyłam na jego koszulkę. Niebieską. Znowu.
- Charlie, czy tobie się nudzi?
- Nie specjalnie, a dlaczego? - zdziwił się i usiadł obok mnie.
- Przebierasz się co chwilę. Pytałam kiedy zaczynacie z nowym układem. - zabrałam Muffina spod jego rąk i przytuliłam się do jego mięciutkiego, białego futerka.
- Wybacz, nie słyszałem tam na górze... Co jest? - uniósł brew, kiedy zobaczył moją reakcję na jego słowa.
- Stałeś na przeciwko mnie. - powiedziałam dobitnie. - Co się z tobą dzieje?
- Nie wiem o czym mów...aaa! - przerwał nagle i wybuchnął głośnym śmiechem. Spoglądałam na niego z wyraźnie zaniepokojoną miną, nie wiedziałam co mu się dzisiaj dzieje, i właśnie wtedy przeżyłam szok. Do salonu wrócił klon Charliego. W tej zielonej koszulce.
- Z czego się tak śmiejesz? - odezwał się identycznym głosem, a ja spoglądałam to na jednego, to na drugiego w wielkim osłupieniu.
- Ashley, to mój brat Will. - Charlie siedzący koło mnie wskazał na tego drugiego, wciąż powstrzymując się od śmiechu. - Brat bliźniak. - podkreślił i obydwoje śmiali się z mojego zdezorientowania.
- O matko... - złapałam się za głowę. - Ale się wystraszyłam! - zawołałam z wyrzutem. - Myślałam, że mam jakieś omamy!
- Wybacz, że wprawiliśmy Cię w dezorientację. - Will podszedł do nas i usiadł w fotelu. - Byłem pewien, że Charlie powiedział Ci o bracie bliźniaku.
- Wybacz, że wprawiliśmy Cię w dezorientację. - Will podszedł do nas i usiadł w fotelu. - Byłem pewien, że Charlie powiedział Ci o bracie bliźniaku.
- Nie, nic nie mówił... - spojrzałam na przyjaciela z wyrzutem, a on tylko wzruszył ramionami. Westchnęłam głośno i podrapałam Muffina za uchem, pytając go czy nie zwariował pod jednym dachem z dwoma klonami, a oni wybuchnęli jeszcze głośniejszym śmiechem. Przez to wszystko zapomniałam o tym całym ciężarze, który spoczywał mi na sercu z powodu wyjazdu Hazel i świadomości, że Niall się we mnie podkochuje. Niestety, kiedy leżałam wieczorem przed telewizorem, nieprzyjemny ból powrócił...
*
- To mój ostatni dzień w LA, pomyślałem, że wypada jeszcze odwiedzić mamę. Przejedziesz się ze mną? - zapytał Alex podczas śniadania, następnego dnia. Nasypałam sobie płatków do mleka i podałam mu opakowanie.
- No dobrze, już się poświęcę ten jeden raz. - puściłam do niego oczko , a on się ucieszył. Godzinę później zamówiliśmy taksówkę i udaliśmy się do naszego rodzinnego domu. Przepiękna, biała willa, którą mama odnowiła zaraz po moim ukończeniu szkoły, ukazała się naszym oczom pół godziny później. Wysiedliśmy z samochodu i wolnym krokiem podeszliśmy do wielkich drzwi frontowych. W oddali było słychać warkot kosiarki, a kwiaty na ganku były idealnie przystrzyżone, a więc to musiał być dzień pracy ogrodnika. Zastanawialiśmy się czy mamy zapukać, ale ostatecznie stwierdziliśmy, że to również był nasz dom i pociągnęliśmy za klamkę. W środku... praca wrzała. Przeszliśmy z przedpokoju do salonu w którym jedna sprzątaczka polerowała posadzki, a druga wieszała nowe firanki. Dodatkowo ktoś obładowany pudłami schodził właśnie po schodach z góry, a tuż za nim szła mama. Piękna i zjawiskowa jak zawsze.
- Ashley, Alex! - zawołała na nasz widok. - Co za miła niespodzianka! - podeszła do nas i uściskała nas. Jej wzrok spoczął na mnie dłużej niż na bratu, położyła na moim policzku swoją ciepłą dłoń. Wtedy przypomniałam sobie jak rozkleiła się przy mnie kiedy byłam w szpitalu i jak ostatnio nasze relacje trochę się polepszyły. - Wpadliście w samą porę, zastanawiałam się właśnie gdzie mam urządzić wesele.
- Zabrałaś się już za planowanie? - zdziwiłam się.
- Oczywiście! Ślub już za miesiąc, nie ma czasu do stracenia. Wiem, że to trochę wariactwo, powinnam była zabrać się za wszystko dużo wcześniej, ale Ben oświadczył mi się dopiero niedawno, potem ty miałaś ten wypadek i nie miałam do tego głowy...
- Za m i e s i ą c? - powtórzyliśmy obydwoje, unosząc brwi do góry, a on wydała się zaskoczona naszą reakcją.
- No tak, nie wspominałam wam? - spytała, a my pokiwaliśmy głowami. - Pewnie wyleciało mi to z głowy, no nie ważne. - machnęła ręką i poprosiła nas na taras. - Usiądźcie. Melanie! Przerwij wieszanie tych firan i przynieś nam proszę trzy kawy! - zawołała do środka, a my z Alexem spojrzeliśmy po sobie znacząco. Już otwierałam usta żeby coś powiedzieć, kiedy Alex to wyczuł i kopnął mnie pod stołem w nogę.
- Auć! - zawyłam, bo trafiłam prosto w kość piszczelową. Zaczęłam ją rozmasowywać, a mama usiadła razem z nami.
- Wszystko w porządku? Jak się czujesz? Nowy dom Ci służy? - zasypała mnie pytaniami. - Jeśli potrzebujesz jakiejkolwiek pomocy to pamiętaj, że...
- Dziękuję, radzę sobie świetnie. Dom jest wspaniały, jeszcze nigdy nie czułam się tak wypoczęta. - odpowiedziałam spokojnie. - A do tego ten ogród... zamierzam właśnie coś w nim posadzić.
- To świetnie! Jeśli chcesz, to mogę powiedzieć Albertowi żeby wpadł do Ciebie i zajął się ogrodem. - wskazała głową na ogrodnika koszącego trawnik tuż pod płotem.
- Nie trzeba, dam radę zająć się tym sama, nie tak jak... - "ty" dodałam w myślach, bo Alex znowu mnie kopnął. Posłałam mu piorunujące spojrzenie.
- No dobrze, jak wolisz. A co u Ciebie, skarbie? - zwróciła się na Alexa, a on wzruszył ramionami.
- Nic ciekawego, jutro wracam do Ottawy więc przyjechałem się pożegnać.
- A powiedz mi... trzyma Cię tam tylko praca? Czy może... no wiesz. - uśmiechnęła się do niego znacząco, a ja parsknęłam śmiechem, widząc jak się czerwieni.
- Nie, nic z tych rzeczy. - wydukał. - Jestem wolnym strzelcem, nie mam teraz czasu na miłostki.
- Och naturalnie. - zachichotała i puściła mi oczko. - Gdzie ta Melanie... idę zobaczyć co ją tak zatrzymało. - wstała i weszła do domu. Wywróciłam oczami i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Nawet w zaparzeniu kawy musi posługiwać się innymi ludźmi, czemu nie pozwoliłeś mi z nią o tym porozmawiać? - syknęłam.
- Widzisz jak jara się tym ślubem, nie psuj jej dobrego humoru.
Westchnęłam, ale ostatecznie mu przytaknęłam. Rozglądnęłam się po idealnie wyglądającym ogrodzie w którym niegdyś biegaliśmy całą czwórką i bawiliśmy się w przeróżne zabawy. Alex chyba myślał o tym samym, bo rozglądał się po podwórku z delikatnym uśmiechem pod nosem. Wtedy wszystko było inne, lepsze.
Mijało już dziesięć minut, a mama nadal się nie pojawiła. Wstałam więc z krzesła i zaczęłam jej szukać. W salonie jej nie było, zajrzałam więc do kuchni. Już miałam za nią zawołać, kiedy zobaczyłam jak... szlocha. Stała do mnie tyłem opierając się o blat i trzymając coś w ręku. Podeszłam na palcach na tyle blisko żeby zauważyć, że spogląda na jej ślubne zdjęcie. Znałam je bardzo dobrze, wiele razy oglądałam je z mamą, opowiadała mi wtedy historię jak poznali się z tatą i jak doszło do ich ślubu. Byli na tym zdjęciu tacy beztroscy i szczęśliwi... mieli zaledwie dwadzieścia jeden lat, gdy się pobrali. Rok później na świecie pojawili się Jim i Sharon, nikt nie spodziewał się bliźniąt i dla wszystkich było to wielką niespodzianką. Przenieśli się wtedy z niewielkiej kawalerki do tego domu, na początku była to niewielka chałupka, którą odkupili od pewnej staruszki. Tata był budowlańcem i wszelkie oszczędności odkładał na dom, aby potem samodzielnie go wybudować. I tak oto stawiał go latami, a ostatecznie ukończył go kiedy na świat przyszła ich najmłodsza córeczka - ja. Dwanaście lat później ich małżeństwo zaczęło się sypać i postanowili się rozwieść, łamiąc przy tym moje (jak się okazało) schorowane serduszko. Podeszłam na palcach i położyłam dłoń na ramieniu mamy, a ta podskoczyła wystraszona.
- Och, ja tylko... gosposia sprzątała strych i znalazła tam to pudło. Już dawno powinnam była coś z nim zrobić. - odłożyła zdjęcie odwrotną stroną, licząc na to, że nie widziałam w co się wpatruje. - Spójrz tylko co tu mam... - Pochyliła się nad pudłem i zaczęła go przeszukiwać. Po kilkunastu sekundach zdaje się, że znalazła to, czego szukała. Podała mi czarno-białą fotografię w którą spoglądnęłyśmy obydwie. Ujęcie przedstawiało małą dziewczynkę całującą swoją mamę - piękną, długowłosą blondynkę. Z boku stał młody, dumny tata. Nie pamiętałam kiedy zostało ono zrobione. - Miałaś wtedy cztery latka. Sharon i Jim pojechali na obóz letni, a Alex został z dziadkami. Wybraliśmy się na wycieczkę, tylko nasza trójka. - uśmiechnęła się na to wspomnienie i przejechała palcem po zdjęciu. - To był udany wyjazd, wypoczęliśmy jak nigdy. No ale dość tego, Alex będzie się niecierpliwił. - odłożyła ramkę z powrotem do pudełka i odsunęła je na bok. Zabrała z blatu tackę z wystygłą już kawą i ciastem, które zapewne też upiekła jej gosposia. Podążyłam za nią na taras, a kiedy godzinę później odjeżdżaliśmy już do domu i widziałam jak żegna się z Alexem... przez chwilę widziałam w niej tą samą, roześmianą dziewczynę, która widniała na fotografiach.
- No dobrze, już się poświęcę ten jeden raz. - puściłam do niego oczko , a on się ucieszył. Godzinę później zamówiliśmy taksówkę i udaliśmy się do naszego rodzinnego domu. Przepiękna, biała willa, którą mama odnowiła zaraz po moim ukończeniu szkoły, ukazała się naszym oczom pół godziny później. Wysiedliśmy z samochodu i wolnym krokiem podeszliśmy do wielkich drzwi frontowych. W oddali było słychać warkot kosiarki, a kwiaty na ganku były idealnie przystrzyżone, a więc to musiał być dzień pracy ogrodnika. Zastanawialiśmy się czy mamy zapukać, ale ostatecznie stwierdziliśmy, że to również był nasz dom i pociągnęliśmy za klamkę. W środku... praca wrzała. Przeszliśmy z przedpokoju do salonu w którym jedna sprzątaczka polerowała posadzki, a druga wieszała nowe firanki. Dodatkowo ktoś obładowany pudłami schodził właśnie po schodach z góry, a tuż za nim szła mama. Piękna i zjawiskowa jak zawsze.
- Ashley, Alex! - zawołała na nasz widok. - Co za miła niespodzianka! - podeszła do nas i uściskała nas. Jej wzrok spoczął na mnie dłużej niż na bratu, położyła na moim policzku swoją ciepłą dłoń. Wtedy przypomniałam sobie jak rozkleiła się przy mnie kiedy byłam w szpitalu i jak ostatnio nasze relacje trochę się polepszyły. - Wpadliście w samą porę, zastanawiałam się właśnie gdzie mam urządzić wesele.
- Zabrałaś się już za planowanie? - zdziwiłam się.
- Oczywiście! Ślub już za miesiąc, nie ma czasu do stracenia. Wiem, że to trochę wariactwo, powinnam była zabrać się za wszystko dużo wcześniej, ale Ben oświadczył mi się dopiero niedawno, potem ty miałaś ten wypadek i nie miałam do tego głowy...
- Za m i e s i ą c? - powtórzyliśmy obydwoje, unosząc brwi do góry, a on wydała się zaskoczona naszą reakcją.
- No tak, nie wspominałam wam? - spytała, a my pokiwaliśmy głowami. - Pewnie wyleciało mi to z głowy, no nie ważne. - machnęła ręką i poprosiła nas na taras. - Usiądźcie. Melanie! Przerwij wieszanie tych firan i przynieś nam proszę trzy kawy! - zawołała do środka, a my z Alexem spojrzeliśmy po sobie znacząco. Już otwierałam usta żeby coś powiedzieć, kiedy Alex to wyczuł i kopnął mnie pod stołem w nogę.
- Auć! - zawyłam, bo trafiłam prosto w kość piszczelową. Zaczęłam ją rozmasowywać, a mama usiadła razem z nami.
- Wszystko w porządku? Jak się czujesz? Nowy dom Ci służy? - zasypała mnie pytaniami. - Jeśli potrzebujesz jakiejkolwiek pomocy to pamiętaj, że...
- Dziękuję, radzę sobie świetnie. Dom jest wspaniały, jeszcze nigdy nie czułam się tak wypoczęta. - odpowiedziałam spokojnie. - A do tego ten ogród... zamierzam właśnie coś w nim posadzić.
- To świetnie! Jeśli chcesz, to mogę powiedzieć Albertowi żeby wpadł do Ciebie i zajął się ogrodem. - wskazała głową na ogrodnika koszącego trawnik tuż pod płotem.
- Nie trzeba, dam radę zająć się tym sama, nie tak jak... - "ty" dodałam w myślach, bo Alex znowu mnie kopnął. Posłałam mu piorunujące spojrzenie.
- No dobrze, jak wolisz. A co u Ciebie, skarbie? - zwróciła się na Alexa, a on wzruszył ramionami.
- Nic ciekawego, jutro wracam do Ottawy więc przyjechałem się pożegnać.
- A powiedz mi... trzyma Cię tam tylko praca? Czy może... no wiesz. - uśmiechnęła się do niego znacząco, a ja parsknęłam śmiechem, widząc jak się czerwieni.
- Nie, nic z tych rzeczy. - wydukał. - Jestem wolnym strzelcem, nie mam teraz czasu na miłostki.
- Och naturalnie. - zachichotała i puściła mi oczko. - Gdzie ta Melanie... idę zobaczyć co ją tak zatrzymało. - wstała i weszła do domu. Wywróciłam oczami i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Nawet w zaparzeniu kawy musi posługiwać się innymi ludźmi, czemu nie pozwoliłeś mi z nią o tym porozmawiać? - syknęłam.
- Widzisz jak jara się tym ślubem, nie psuj jej dobrego humoru.
Westchnęłam, ale ostatecznie mu przytaknęłam. Rozglądnęłam się po idealnie wyglądającym ogrodzie w którym niegdyś biegaliśmy całą czwórką i bawiliśmy się w przeróżne zabawy. Alex chyba myślał o tym samym, bo rozglądał się po podwórku z delikatnym uśmiechem pod nosem. Wtedy wszystko było inne, lepsze.
Mijało już dziesięć minut, a mama nadal się nie pojawiła. Wstałam więc z krzesła i zaczęłam jej szukać. W salonie jej nie było, zajrzałam więc do kuchni. Już miałam za nią zawołać, kiedy zobaczyłam jak... szlocha. Stała do mnie tyłem opierając się o blat i trzymając coś w ręku. Podeszłam na palcach na tyle blisko żeby zauważyć, że spogląda na jej ślubne zdjęcie. Znałam je bardzo dobrze, wiele razy oglądałam je z mamą, opowiadała mi wtedy historię jak poznali się z tatą i jak doszło do ich ślubu. Byli na tym zdjęciu tacy beztroscy i szczęśliwi... mieli zaledwie dwadzieścia jeden lat, gdy się pobrali. Rok później na świecie pojawili się Jim i Sharon, nikt nie spodziewał się bliźniąt i dla wszystkich było to wielką niespodzianką. Przenieśli się wtedy z niewielkiej kawalerki do tego domu, na początku była to niewielka chałupka, którą odkupili od pewnej staruszki. Tata był budowlańcem i wszelkie oszczędności odkładał na dom, aby potem samodzielnie go wybudować. I tak oto stawiał go latami, a ostatecznie ukończył go kiedy na świat przyszła ich najmłodsza córeczka - ja. Dwanaście lat później ich małżeństwo zaczęło się sypać i postanowili się rozwieść, łamiąc przy tym moje (jak się okazało) schorowane serduszko. Podeszłam na palcach i położyłam dłoń na ramieniu mamy, a ta podskoczyła wystraszona.
- Och, ja tylko... gosposia sprzątała strych i znalazła tam to pudło. Już dawno powinnam była coś z nim zrobić. - odłożyła zdjęcie odwrotną stroną, licząc na to, że nie widziałam w co się wpatruje. - Spójrz tylko co tu mam... - Pochyliła się nad pudłem i zaczęła go przeszukiwać. Po kilkunastu sekundach zdaje się, że znalazła to, czego szukała. Podała mi czarno-białą fotografię w którą spoglądnęłyśmy obydwie. Ujęcie przedstawiało małą dziewczynkę całującą swoją mamę - piękną, długowłosą blondynkę. Z boku stał młody, dumny tata. Nie pamiętałam kiedy zostało ono zrobione. - Miałaś wtedy cztery latka. Sharon i Jim pojechali na obóz letni, a Alex został z dziadkami. Wybraliśmy się na wycieczkę, tylko nasza trójka. - uśmiechnęła się na to wspomnienie i przejechała palcem po zdjęciu. - To był udany wyjazd, wypoczęliśmy jak nigdy. No ale dość tego, Alex będzie się niecierpliwił. - odłożyła ramkę z powrotem do pudełka i odsunęła je na bok. Zabrała z blatu tackę z wystygłą już kawą i ciastem, które zapewne też upiekła jej gosposia. Podążyłam za nią na taras, a kiedy godzinę później odjeżdżaliśmy już do domu i widziałam jak żegna się z Alexem... przez chwilę widziałam w niej tą samą, roześmianą dziewczynę, która widniała na fotografiach.
9 komentarzy = nowy rozdział :*
świetny rozdział x
OdpowiedzUsuńCudo jak zawsze
OdpowiedzUsuńCudo jak zawsze
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńRozdział jest wspaniały i to już zapewne wiesz. Pytanko czeka na Ciebie w zakładce 'bohaterowie'.
OdpowiedzUsuńZapraszam także na piąty rozdział na http://voice-destination-magical2.blogspot.com
Pozdrawiam i ściskam mocno. Buziaki! ;*
Bardzo mi się podoba lecę czytać od początku :) Proszę o informowaniu mnie o kolejnych rozdziałach na moim blogu na który serdecznie zapraszam http://liampaynejade1d.blogspot.com
OdpowiedzUsuńHahahahahahahhaahha, akcja z bratem bliźniakiem Charliego mnie kompletnie rozwaliła! To było boskie, Marta! <3 I bardzo lubię Noel. Nie wiem czy to mówiłam. Jeśli tak to w porządku, a jeśli nie, to powtórzę: Noel jest świetna, hahaha. Ogólnie boski rozdział. Ale co się dziwić, bo to w końcu opowiadanie Mistrzyni Inflamary. I początek bardzo dobrze napisałaś. Serioserioserio. Całuję, Weronika :D
OdpowiedzUsuńZgadzam się z poprzedniczką co do akcji z Charlie'm i Will'em :) Rozdział jak zwykle świetny i czekam na następny ;) Pozdrawiam xx
OdpowiedzUsuńCharlie ma brata bliźniaka? :o O proszę! Co za niespodzianka! :D Akcja z nimi mnie rozwaliła xD
OdpowiedzUsuńMimo, że nie przepadam, za mamą Ashley, to zrobiło mi się jej żal... Zapewne dalej jest jej ciężko pogodzić się ze śmiercią męża.
Rozdział cudowny :)
Czekam na nexta xx
@droowseex