" You only live once. But if you do it right, once is enough. "
Po całym tym incydencie wróciłam na górę aby się przebrać. Gdy już schodziłam na dół, usłyszałam rozmowę chłopców. Rozmowę, to właśnie najbardziej mnie dziwiło, że Oni nie wrzeszczą na siebie tylko ze sobą r o z m a w i a j ą. Z perspektywy czasu to smutne, że ich przyjaźń tak się potoczyła. Niegdyś uwielbiali się ze sobą wygłupiać i śmiać, grywali razem na gitarze i układali piosenki... Wszystko to zaburzyło jedno tornado imieniem Ashley. Usiadłam na schodach i przysłuchiwałam się ich rozmowie.
- Wkurza mnie to, że wtrącasz się w nasze życie i prywatne sprawy. - Zadziwił mnie spokój w głosie Luke'a i nie miałam pojęcia czy mam się tym cieszyć, czy martwić.
- To nie tak, że się wtrącam, po prostu się martwię. Wiesz, że Ona nie może się teraz zanadto stresować i denerwować. Jesteś pewien, że nie podcinasz jej skrzydeł, zamiast pomóc jej znowu nauczyć się latać? *
Czułam to, po prostu czułam, że Luke w tym momencie spuścił oczy i w głuchej ciszy zastanawiał się co ma odpowiedzieć. Nie powinnam słuchać tej rozmowy, muszą załatwić to między sobą, po swojemu. Wspięłam się na palcach z powrotem na piętro i w pokoju zasiadłam przy laptopie, aby dać im trochę czasu. Może Niallowi uda się sprowadzić Luke'a do pionu? Nie to, że chcę go zmieniać, bo uwielbiam w nim jego sposób bycia, charyzmat i spontaniczność, ale jeśli mu na mnie zależy... musi zmienić swoje podejście i hierarchię ważnych i ważniejszych dla niego rzeczy.
Gdy weszłam na twittera, jak zwykle przeraziła mnie ilość powiadomień prywatnych. Zazwyczaj ich nie przeglądałam, bo było ich za wiele i ostatnio nie miałam na to głowy ani czasu, ale teraz postanowiłam na nie zerknąć. Część osób pisała uprzejme komentarze i zapewniała o wsparciu ze swojej strony, a część hejtowała mnie i mój związek z Lukiem czy też przyjaźń z Niallem, kłócąc się przy tym z tamtą drugą grupką. Odpisałam kilku osobom i obejrzałam zdjęcia na których przytulałam bądź całowałam się z Lukiem, przechadzałam się z Aleksem po parku, wychodziłam z treningu z Charliem, a nawet ktoś obserwował mnie i Noel podczas obiadu w restauracji. Ludzie byli wszędzie i zaczynało mnie to przerażać. Jak zjeżdżałam w dół to spotkałam się też z fotografiami sprzed kilku miesięcy, kiedy siedziałam na ławce z Niallem, albo na plaży. Dziwiłam się, że nie zauważyłam jeszcze nikogo pod domem. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, kiedy uświadomiłam sobie, że prędzej czy później tropem Luke'a, Niall'a, kogokolwiek, czy choćby i moim... odkryją gdzie mieszkam, a to będzie koszmar. Harry opowiadał mi o swojej siostrze Gemmie, za którą fanki ciągle biegają i oblegają ich rodzinny dom. Doszło do tego, że Gemma stara się nie wychodzić nigdzie sama, przynajmniej nie w większych miastach. Co będzie jak będą stali i pod moim domem, a ja jestem tu zupełnie sama?
I wtedy mnie olśniło. Ashley Connell mieszka sama w domu, który jest za duży dla jednej osoby, podczas gdy Noel Hartley szukała mieszkania... Wyciągnęłam telefon i szybko wykręciłam jej numer.
- Gdzie jesteś i co robisz?
- I Ciebie też miło słyszeć! - parsknęła śmiechem. Słyszałam stukanie jej obcasów i odgłos samochodów w tle, to też pewnie była w mieście. - Idę właśnie obejrzeć mieszkanie, ktoś się wczoraj zgłosił, cena całkiem przystę...
- Odwołaj. - przerwałam jej pospiesznie i podejrzewam, że stanęła w miejscu, bo stukot obcasów ucichł.
- Połóż tą walizę koło schodów, Lukey. - Skierowała go Noel, jadąc za nim z drugą walizką na kółeczkach. Jak na kogoś kto "podróżował ze swoją kuzynką posiadając tylko jedną torbę i większość swoich rzeczy zostawił w domu", Noel miała ich trochę więcej niż opowiadała.
- Myślałam, że masz cztery pakunki. - Podparłam ręce na biodrach, bo nikt nie pozwolił mi nic dźwigać. Niall, który ich tu przywiózł, stanął tuż koło mnie z kanapką w ręce.
- Bo mam, Harry niesie ostatnie pudło. - wyjaśniła przechodząc koło mnie z taką gracją, jak gdyby była jakąś nimfą stąpającą po ziemi z niewyobrażalną lekkością.
- Harry? A skąd on się tu wziął? - uniosłam brew i ujrzałam w drzwiach bruneta.
- Sam wpakował mi się do auta i powiedział, że pomoże. - Blondyn wzruszył ramionami i wziął kolejny kęs. Podążyłam wzrokiem za Loczkiem, który zaś wpatrywał się w Noel i czekał na jej instrukcje. - I tak, definitywnie na nią leci. - dopowiedział, a ja zachichotałam. Nie potrafię wyrazić słowami jaka jestem w tym momencie szczęśliwa. Nareszcie nie będę mieszkać sama, tylko będę miała sympatyczną, zwariowaną współlokatorkę. Moje relacje z Niallem wróciły do normy i nadal się przyjaźnimy, a co najlepsze, On i Luke wyjaśnili sobie pewne sprawy i postanowili dojść do jakiegoś porozumienia. Nie mam pojęcia jakiego, bo nie zostałam wtajemniczona, ale najważniejsze, że wreszcie wszystko jest w porządku.
- Okej, no to teraz kobiety do kuchni i przygotowują pyszne jedzonko dla zmęczonych mężczyzn! - Luke klasnął w dłonie i wyszczerzył zęby, a Harry szybko go poparł. Niall również się wypowiedział, oznajmiając, że jest bardzo głodny.
- Przecież przed chwilą jadłeś. - uświadomiłam mu.
- To już należy do przeszłości. - machnął ręką i razem z chłopakami poszedł do salonu, gdzie rozsiedli się na kanapie.
- Dajcie spokój, przenieśliście po jednej rzeczy i strasznie się napracowaliście! - prychnęłam, spoglądając znacząco na brunetkę. - Nogi ze stolika, Harry!
- Praca to praca, a kobiety zawsze usługiwały zapracowanym mężczyzną. - odpowiedział Luke. - Na co macie ochotę, panowie?
- Właściwie to Luke ma rację. Miejsce kobiety jest w kuchni... - zaczęła Noel i wszyscy, włącznie z Muffinem, który poderwał się na widok sikorek drepczących po tarasie, wybałuszyliśmy oczy. - ...gdzie ma siedzieć sobie wygodnie, z nogami w górze, popijać wino i przeglądać się jak ten "mężczyzna"... - tu zrobiła cudzysłów w powietrzu. - ...gotuje obiad.*
Zachichotałam na reakcje chłopców, którzy z niesmakiem mruknęli coś pod nosem. Noel puściła do mnie oczko i zabrałyśmy się za rozpakowywanie jej rzeczy. Pokazałam jej wolną sypialnię na górze, która mieściła się na końcu niewielkiego korytarzyku, naprzeciwko mojej.
Późnym wieczorem, kiedy wszystkie rzeczy Noel były już na swoim miejscu a ona wraz z Harrym poszła do pobliskiego sklepu po owocowe piwa, usiadłam na kanapie w salonie i spojrzałam przez tarasowe okno na gwieździste niebo. Dziwna cisza nastała w domu po tym jak ta dwójka się ewakuowała, dziwna i przyjemna, chociaż wcale nie narzekam na ten harmider i gwar. Lubię kiedy się coś dzieje.
- Czemu siedzisz tu tak po ciemku? - usłyszałam za sobą głos Horana i wkrótce przysiadł się do mnie, napierając na mnie swoim ciepłym ramieniem.
- Myślę o mamie. Nakryłam ją ostatnio jak płacze nad swoim ślubnym zdjęciem z tatą. Byli tam tacy... tacy szczęśliwi, młodzi i zakochani... Jak to możliwe, że ich miłość tak po prostu się wypaliła? Jak to się dzieje? - spytałam, a on złapał mnie za dłoń i uścisnął ją mocno.
- Nie mam pojęcia. Ale skoro płakała... może jakaś cząstka ukryta głęboko w niej nadal trochę tęskni za tymi chwilami? - zasugerował delikatnie, a ja westchnęłam i z bezradności pokiwałam głową. Zawsze zastanawiało mnie dlaczego rodzice się rozstali, przecież oni się nawet ze sobą nie kłócili! Byli da siebie stworzeni i nigdy w życiu nie przypuszczałabym, że to wszystko właśnie w ten sposób się potoczy.
- Tak właściwie to gdzie jest Luke? - rozejrzałam się dookoła, przypominając sobie, że nie widziałam go od czasu, kiedy poszłam pomagać Noel w rozpakowywaniu. Wysunęłam delikatnie moje palce z dłoni Nialla, gdyby tylko Luke zobaczył nas w takiej scenerii, z pewnością by mu się to nie podobało.
- Pojechał odebrać skądś Michaela. Gdziekolwiek są, mam nadzieję, że nie zdewastują mi samochodu. - uśmiechnął się, Odwróciłam się na dźwięk otwieranych drzwi, to Harry i Noel wrócili z napojami.
-...Nie Harry, nie masz racji i przestań się ze mną kłócić. Jak powiedziała Jane Austen: Świat cierpi na brak mężczyzn, szczególnie tych, którzy są coś warci. - Ja i Niall spojrzeliśmy po sobie wymownie, Noel znowu zaczęła swoje feministyczne gadki, a rozdrażniony Harry był w rozsypce bo nie wiedział czy ma bronić swojego męskiego honoru i się z nią kłócić, czy tenże honor zakopać głęboko w ziemi i przyznać jej rację tylko dlatego, że bardzo go pociągała. Był jak Ci bohaterowie tragiczni - każdy jego wybór skazany był na klęskę i nic na to nie poradzi.
Stanęłam gołymi stopami na soczyście zielonej trawie, jeszcze mokrej od porannej rosy. Jakże przyjemnym uczuciem było kroczyć po niej i napawać się tym dziwnym, aczkolwiek miłym orzeźwieniem. Puściłam muzykę w słuchawkach i zaczęłam tańczyć do niej jak najlepiej w tym momencie potrafiłam. Tak bardzo wczułam się w to co robię, że nawet nie wiem kiedy skończyła mi się piosenka i usłyszałam czyjeś klaskanie. Odwróciłam się i ujrzałam Noel stojącą na tarasie i opierającą się o framugę drzwi.
- Jesteś cholernie zdolna i to cholernie niesprawiedliwe, że ta cholerna choroba pozbawiła Cię tak cholernej przyjemności! - zawołała a ja wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem.
- Wow, jeszcze nigdy nie widziałam tylu choler w jednym zdaniu. - powiedziałam i podeszłam do niej. Sięgnęłam po butelkę i wypiłam całą za jednym zamachem.
- Stać mnie na więcej, poczekaj tylko.
- Wczoraj wieczorem, kiedy siedziałam na dachu, dostrzegłam przypadkiem całującą się parę tuż na podjeździe. - zagaiłam, a uśmiech szybko zszedł jej z twarzy. Wsunęła dłonie w kieszenie spodni i przygryzła dolną wargę.
- Ach tak? - spytała lekkim tonem, jak gdyby ją to mało obchodziło.
- Yhm... No i nie wiem, może się mylę, ale dałabym przysiąc, że nie było Cię jeszcze wtedy w łóżku, a chłopak, które widziałam miał czuprynę ciemnych loków na głowie...
- Okej okej, wiem do czego pijesz, ale to nie tak jak myślisz. - przerwała mi i zaczęła nerwowo stukać nogą o ziemię. - To palant, dostał potem w gębę za to, że naruszył moją przestrzeń osobistą!
- Rozumiem. - zachichotałam, minęłam ją i ruszyłam do kuchni, aby przygotować śniadanie. Noel podążyła za mną jak cień.
- Myślałam, że masz cztery pakunki. - Podparłam ręce na biodrach, bo nikt nie pozwolił mi nic dźwigać. Niall, który ich tu przywiózł, stanął tuż koło mnie z kanapką w ręce.
- Bo mam, Harry niesie ostatnie pudło. - wyjaśniła przechodząc koło mnie z taką gracją, jak gdyby była jakąś nimfą stąpającą po ziemi z niewyobrażalną lekkością.
- Harry? A skąd on się tu wziął? - uniosłam brew i ujrzałam w drzwiach bruneta.
- Sam wpakował mi się do auta i powiedział, że pomoże. - Blondyn wzruszył ramionami i wziął kolejny kęs. Podążyłam wzrokiem za Loczkiem, który zaś wpatrywał się w Noel i czekał na jej instrukcje. - I tak, definitywnie na nią leci. - dopowiedział, a ja zachichotałam. Nie potrafię wyrazić słowami jaka jestem w tym momencie szczęśliwa. Nareszcie nie będę mieszkać sama, tylko będę miała sympatyczną, zwariowaną współlokatorkę. Moje relacje z Niallem wróciły do normy i nadal się przyjaźnimy, a co najlepsze, On i Luke wyjaśnili sobie pewne sprawy i postanowili dojść do jakiegoś porozumienia. Nie mam pojęcia jakiego, bo nie zostałam wtajemniczona, ale najważniejsze, że wreszcie wszystko jest w porządku.
- Okej, no to teraz kobiety do kuchni i przygotowują pyszne jedzonko dla zmęczonych mężczyzn! - Luke klasnął w dłonie i wyszczerzył zęby, a Harry szybko go poparł. Niall również się wypowiedział, oznajmiając, że jest bardzo głodny.
- Przecież przed chwilą jadłeś. - uświadomiłam mu.
- To już należy do przeszłości. - machnął ręką i razem z chłopakami poszedł do salonu, gdzie rozsiedli się na kanapie.
- Dajcie spokój, przenieśliście po jednej rzeczy i strasznie się napracowaliście! - prychnęłam, spoglądając znacząco na brunetkę. - Nogi ze stolika, Harry!
- Praca to praca, a kobiety zawsze usługiwały zapracowanym mężczyzną. - odpowiedział Luke. - Na co macie ochotę, panowie?
- Właściwie to Luke ma rację. Miejsce kobiety jest w kuchni... - zaczęła Noel i wszyscy, włącznie z Muffinem, który poderwał się na widok sikorek drepczących po tarasie, wybałuszyliśmy oczy. - ...gdzie ma siedzieć sobie wygodnie, z nogami w górze, popijać wino i przeglądać się jak ten "mężczyzna"... - tu zrobiła cudzysłów w powietrzu. - ...gotuje obiad.*
Zachichotałam na reakcje chłopców, którzy z niesmakiem mruknęli coś pod nosem. Noel puściła do mnie oczko i zabrałyśmy się za rozpakowywanie jej rzeczy. Pokazałam jej wolną sypialnię na górze, która mieściła się na końcu niewielkiego korytarzyku, naprzeciwko mojej.
Późnym wieczorem, kiedy wszystkie rzeczy Noel były już na swoim miejscu a ona wraz z Harrym poszła do pobliskiego sklepu po owocowe piwa, usiadłam na kanapie w salonie i spojrzałam przez tarasowe okno na gwieździste niebo. Dziwna cisza nastała w domu po tym jak ta dwójka się ewakuowała, dziwna i przyjemna, chociaż wcale nie narzekam na ten harmider i gwar. Lubię kiedy się coś dzieje.
- Czemu siedzisz tu tak po ciemku? - usłyszałam za sobą głos Horana i wkrótce przysiadł się do mnie, napierając na mnie swoim ciepłym ramieniem.
- Myślę o mamie. Nakryłam ją ostatnio jak płacze nad swoim ślubnym zdjęciem z tatą. Byli tam tacy... tacy szczęśliwi, młodzi i zakochani... Jak to możliwe, że ich miłość tak po prostu się wypaliła? Jak to się dzieje? - spytałam, a on złapał mnie za dłoń i uścisnął ją mocno.
- Nie mam pojęcia. Ale skoro płakała... może jakaś cząstka ukryta głęboko w niej nadal trochę tęskni za tymi chwilami? - zasugerował delikatnie, a ja westchnęłam i z bezradności pokiwałam głową. Zawsze zastanawiało mnie dlaczego rodzice się rozstali, przecież oni się nawet ze sobą nie kłócili! Byli da siebie stworzeni i nigdy w życiu nie przypuszczałabym, że to wszystko właśnie w ten sposób się potoczy.
- Tak właściwie to gdzie jest Luke? - rozejrzałam się dookoła, przypominając sobie, że nie widziałam go od czasu, kiedy poszłam pomagać Noel w rozpakowywaniu. Wysunęłam delikatnie moje palce z dłoni Nialla, gdyby tylko Luke zobaczył nas w takiej scenerii, z pewnością by mu się to nie podobało.
- Pojechał odebrać skądś Michaela. Gdziekolwiek są, mam nadzieję, że nie zdewastują mi samochodu. - uśmiechnął się, Odwróciłam się na dźwięk otwieranych drzwi, to Harry i Noel wrócili z napojami.
-...Nie Harry, nie masz racji i przestań się ze mną kłócić. Jak powiedziała Jane Austen: Świat cierpi na brak mężczyzn, szczególnie tych, którzy są coś warci. - Ja i Niall spojrzeliśmy po sobie wymownie, Noel znowu zaczęła swoje feministyczne gadki, a rozdrażniony Harry był w rozsypce bo nie wiedział czy ma bronić swojego męskiego honoru i się z nią kłócić, czy tenże honor zakopać głęboko w ziemi i przyznać jej rację tylko dlatego, że bardzo go pociągała. Był jak Ci bohaterowie tragiczni - każdy jego wybór skazany był na klęskę i nic na to nie poradzi.
*
Stanęłam gołymi stopami na soczyście zielonej trawie, jeszcze mokrej od porannej rosy. Jakże przyjemnym uczuciem było kroczyć po niej i napawać się tym dziwnym, aczkolwiek miłym orzeźwieniem. Puściłam muzykę w słuchawkach i zaczęłam tańczyć do niej jak najlepiej w tym momencie potrafiłam. Tak bardzo wczułam się w to co robię, że nawet nie wiem kiedy skończyła mi się piosenka i usłyszałam czyjeś klaskanie. Odwróciłam się i ujrzałam Noel stojącą na tarasie i opierającą się o framugę drzwi.
- Jesteś cholernie zdolna i to cholernie niesprawiedliwe, że ta cholerna choroba pozbawiła Cię tak cholernej przyjemności! - zawołała a ja wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem.
- Wow, jeszcze nigdy nie widziałam tylu choler w jednym zdaniu. - powiedziałam i podeszłam do niej. Sięgnęłam po butelkę i wypiłam całą za jednym zamachem.
- Stać mnie na więcej, poczekaj tylko.
- Wczoraj wieczorem, kiedy siedziałam na dachu, dostrzegłam przypadkiem całującą się parę tuż na podjeździe. - zagaiłam, a uśmiech szybko zszedł jej z twarzy. Wsunęła dłonie w kieszenie spodni i przygryzła dolną wargę.
- Ach tak? - spytała lekkim tonem, jak gdyby ją to mało obchodziło.
- Yhm... No i nie wiem, może się mylę, ale dałabym przysiąc, że nie było Cię jeszcze wtedy w łóżku, a chłopak, które widziałam miał czuprynę ciemnych loków na głowie...
- Okej okej, wiem do czego pijesz, ale to nie tak jak myślisz. - przerwała mi i zaczęła nerwowo stukać nogą o ziemię. - To palant, dostał potem w gębę za to, że naruszył moją przestrzeń osobistą!
- Rozumiem. - zachichotałam, minęłam ją i ruszyłam do kuchni, aby przygotować śniadanie. Noel podążyła za mną jak cień.
8 komentarzy = nowy rozdział :>
Jak fajnie, że Noel będzie mieszkać z Ashley! O wiele lepiej się mieszka z kimś, niż samemu :)
OdpowiedzUsuńProszę, proszę... Nasz loczek bije do panny feministki, no no no :D Trzymam za nich kciuki! :3
Super rozdział! xx
Pozdrawiam, @droowseex
Noel i Harry- tak słodko. Mam nadzieję, że będą razem.
OdpowiedzUsuńFajnie, że dziewczyny będą razem mieszkać. Przynajmniej Ashley nie będzie musiała być w tym domu sama
Czekam na kolejny rozdział.
❤️😘❤️😘
Ooo jak świetnie że Noel będzie mieszkać z Ashley będzie im raźniej :)
OdpowiedzUsuńIii Harry i Noel brzmi ciekawie :D
Czekam na kolejny weny !! :)
Chyba będę musiała trochę nadrobić. Fajnie, że Noel nie będzie mieszkać sama :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział. Mam nadzieję, że przeczytasz.
http://voice-destination-magical2.blogspot.com
Hahhaa ... Biedny Harry ;P Luke zmykaj, chce mieć chwilkę z Horan'em ;D
OdpowiedzUsuńFantastyczny rozdział! Luke zaczyna mi przeszkadzaj w tym ff, ale i tak kocham to opowiadanie!
OdpowiedzUsuńO kurde, ja naprawdę tak dugo tego nie komentowalam ani nie przeczytalam? :o Niemożliwe! Rozdział super. Cieszę się, że Noel będzie mieszkać z Ashley, bo bardzo ją lubię. No i shippują Noel i Harry'ego. Czekam na next! Pozdrawiam, Weronika :*
OdpowiedzUsuńHej Kochanie <3 Martwię się o Ciebie :/ Nie mamy kontaktu z Tobą od dłuższego czasu? Wszystko ok? <3 Rozdział świetny jak zresztą każdy na tym blogu <3 Całuski :* ~Louie ^^
OdpowiedzUsuńKochanie :(( czekamy :((
OdpowiedzUsuń