" Wiedziałam, jak trudno jest być córką ludzi, którzy Cię nie dostrzegają,nawet jeśli stoisz przed nimi i tupiesz nogą. "
Nie zdążyłam jej odpowiedzieć,bo ktoś złapał mnie od tyłu i zimne,męskie dłonie zasłoniły mi oczy.
-Zdążyłam nawąchać się tych perfum przez ostatni tydzień,Charlie.-Chłopak zachichotał,zabrał ręce z mojej twarzy i poczochrał mi włosy.-Poznaj proszę moją przyjaciółkę Hazel.-wskazałam ręką na szatynkę,a ona posłała mu nieco sztuczny uśmiech,ale nie znał jej tak jak ja więc może tego nie zauważył.Miała dzisiaj wyjątkowo cięty humorek.
-Miło mi.-On w przeciwieńswie do niej szczerze się uśmiechnął i odszedł kilka kroków dalej abyśmy mogły się pożegnać.
-Za cztery dni będę z powrotem,będzie mi bardzo miło jeśli po mnie przyjedziesz bo wrócimy w środku nocy.-zrobiłam do niej maślane oczka,a ona wywróciła oczami ale uśmiechnęła się i uściskała mnie.Gdy odchodziłam z Charliem to nawet zdobyła się na odmachanie mi,więc może z tym jej humorem nie było aż tak źle.
*
-Ashley,wszystko w porządku?-usłyszałam głosy osób pochylających się nade mną,ale odbijały się echem tak jakby były gdzieś daleko.Przymknęłam powieki i odpłynęłam na chwilę,aby po kilku minutach z powrotem spróbować się podnieść.
-Możesz wstać?-Zapytał Charlie,który kucał najbliżej mnie i trzymał mnie za rękę.
-Tak tak,w porządku.-wsparłam się na nim i na Naomi,jednej z tancerek.Wykonywaliśmy właśnie nasz układ,aż nagle w pewnym momencie osunęłam się na ziemię i straciłam przytomność.Wszystko od dwóch dni szło bez żadnego problemu,zdziwiłam się więc co jest grane.
-Co to było?-Will podbiegł do nas,a ja zaczęłam się głupio czuć z tą świadomością,że wszyscy na mnie patrzą.
-Nic takiego,po prostu chyba się przemęczyłam.Powinnam zacząć brać jakieś witaminy.Wracajmy do treningu.-uśmiechnęłam się do nich delikatnie.Niektórzy posłuchali i rozstąpili się,ale Danielle,Charlie i Will wciąż przy mnie stali.
-Masz jakieś problemy zdrowotne?-Will zmrużył brwi zmartwiony.
Kłamstwo nie chciało przejść mi przez usta,więc po prostu pokiwałam przecząco głową.Nie mogę im o tym powiedzieć,co jeśli podziękują mi i odeślą do domu? Myślę,że wreszcie znalazłam coś,co... co chcę robić,co mnie uszczęśliwia i daje satysfakcję z tego co robię,nie mogę teraz tego wszystkiego zepsuć!
-Wracaj do hotelu i odpocznij dzisiaj,pojutrze występujemy.-Po raz kolejny pokiwałam głową na znak,że rozumiem,a potem unikając spojrzeń Danielle i Charliego zabrałam swoją torbę,nałożyłam bluzę na ramiona i opuściłam salę.Hotel znajdował się kilka minut drogi stąd,więc poszłam pieszo.Po chwili dogonił mnie Charlie.
-Nie musisz ze mną iść,na prawdę czuję się dobrze.
-I tak nie miałbym tam co robić,dzisiaj ćwiczymy tylko duety.Chyba nie sądzisz,że Will by cię zastapił? W życiu nie złapałbym go w talii i na pośladku.-skrzywił się,a ja wybuchnęłam śmiechem.Gdy weszliśmy do pokoju hotelowego,skierowałam się pod prysznic a brunet poszedł zamówić mi do pokoju jakiś ciepły posiłek.Muszę się od teraz pilnować,dużo jeść,dużo pić i nie przemęczać się w miarę możliwości.No i lekarstwa...przecież ostatnio zdarzało mi się nawet o nich zapominać! Zaraz po wyjściu z łazienki udałam się do sypialni.Charlie wszedł akurat wtedy,kiedy połykałam tabletki.
-Co to?-spytał zaciekawiony,a ja machnęłam ręką.
-Te witaminy o których mówiłam.-popiłam je dużą ilością wody i szybko schowałam opakowanie do torby.Przyglądał mi się badawczo jeszcze przez chwilę,ale w końcu dał sobie spokój.
-Chodź,pokażę Ci ile nabiliśmy już wyświetleń.-pociągnął mnie za rękę i włączył laptopa.
-Na pewno bardzo się ucieszy.-zapewniłam ją,a ona uśmiechnęła się i podgłośniła radio.Pogoda była wyjatkowo ciepła i słoneczna,wiał delikatny wiaterek więc była to idealna okazja na wycieczkę.Po kilkunastu minutach Hazel zaparkowała samochód pod średniej wielkości,drewnianym domem otoczonym żywopłotem.Wysiadając z auta zauważyłam,że ogród wcale się nie zmienił.Wciąż kwitły tu te same kwiaty,drzewa stały w tym samym miejscu i nawet z tej odległości dostrzegłam oponę przywiązaną do dębu,na której huśtaliśmy się razem z Alexem,Sharon i Jimem.
-Wszystko w porządku?-usłyszałam za sobą głos przyjaciółki i wyrwałam się z zamyśleń.
-Tak.-pokiwałam głową.-Po prostu przypomniałam sobie te wszystkie szczęśliwe chwile,które spędziłam tu z rodziną.
-Moja perełka!-Z ganku domu dobiegł nas kobiecy głos.Jakże znajomy i stęskniony...Odwróciłam głowę i zobaczyłam babcię zbiegającą po schodkach i kierującą się do nas z rękami złożonymi na sercu.Miała na sobie długą,czerwoną sukienkę,włosy upięte w niedłaby koczek,a czarne kolczyki z każdym jej krokiem mieniły się w słońcu.Wyciągnęła do mnie ręce,a ja podbiegładm do niej i wtuliłam się w nią całym swoim ciałem.-Tak bardzo za tobą tęskniłam.-pocałowała mnie w czoło.
-Ja za tobą też.-odpowiedziałam szczerze.Targała mną tak wielka radość,jakiej dawno nie czułam.Żaden Londyn,żadna Kanada,nic nie było w stanie zastąpić babcinego uścisku.-Babciu,to moja przyjaciółka Hazel.-wskazałam ręką na szatynkę przypatrującą się nam z boku.Tak jak się tego spodziewałam,babcia podeszła do niej i także ją przytuliła.
-Witaj,kochanie,bardzo nam miło Cię gościć.
-Dziękuję.Szczerze mówiąc bałam się,że nadużyję Pańskiej obecności...-zaczęła Hazel,ale babcia przerwała jej gestem dłoni.
-Daj spokój,przyjaciele Ashley są naszymi przyjaciółmi.-pogłaskała ją pieszczotliwie po policzku,a ja ucieszyłam się na taki miły początek ich znajomości.Chociaż nie spodziewałam się innej reakcji,babcia była cudownym człowiekiem.-Chodźcie,na pewno jesteście głodne po podróży.-objęła nas obydwie i poprowadziła do domu.W środku także nic się nie zmieniło,wszystko pozostało w tym samym miejscu.Ujrzałam schody po których biegaliśmy z Sharon i chłopakami,zjeżdżaliśmy po poręczy,a dziadek zawsze upominał nas,że ktoś w końcu spadnie poza barierkę.Zobaczyłam też kominek w salonie na którym w zimie zawsze wisiały cztery skarpety,dla każdego z nas,do których Św.Mikołaj ( a tak na prawdę dziadkowie ) wsypywał podarki i cukierki.Nadal stały u góry ramki z naszymi zdjęciami.Kuchnia także wyglądała identycznie,tylko firanki i obrus zostały zmienione.
-Usiądźcie.-wskazała nam krzesła,a sama zabrała się za odgrzewanie obiadu i przygotowywanie sałatki.Nie minęło kilka minut kiedy z drzwi tarasowych wyjrzał dziadek.
-Ashley!-zawołał roześmiany,a ja wstałam i podbiegłam do niego.Uściskał mnie jak zwykle tak mocno,że o mało co się nie udusiłam.Nie przechwalając się,byłam ulubienicą dziadka ze względu,że byłam najmłodsza i każdy o tym wiedział.Po prostu dogadywałam z nim się tak dobrze jak nikt inny.
Przedstawiłam mu Hazel,a on zdążył polubić ją już po pięciu minutach.Zjedliśmy wspólnie obiad,który był jak zwykle przepyszny.Nikt nie gotował tak wyśmienicie jak babcia,nawet mama nie była w stanie jej pobić - oczywiście wtedy,kiedy jeszcze dla nas gotowała,bo gdy zaraz po rozwodzie zdobyła dobrze płatną pracę to zatrudniła gosposię.
Zaraz po zjedzeniu udałyśmy się do ogrodu gdzie wyłożyłyśmy się w wygodnych leżakach i wdychałyśmy świeże powietrze.Babcia poszła upiec placek na deser i absolutnie nie pozwoliła sobie pomóc,a dziadek pojechał do miasteczka po farbę bo zamierzał pomalować szopę.Cudownie było tak sobie teraz leżeć i wspominać dawne czasy.Okiem wyobraźni zobaczyłam czwórkę dzieciaków goniących po tej samej trawie.Ich mama czaiła się na nich za drzewem i czekała na odpowiedni moment,aby wylecieć do nich i zawołać "mam was!".Tata natomiast zepsuł cały jej plan i dorwał ją szybciej niż ona ich,przerzucił sobie przez ramię,a następnie położył na trawie.Zawołał dzieci i całą piatką łaskotali mamę,bawili się wspólnie aż do momentu kiedy babcia zawołała ich na obiad.Westchnęłam głośno i odgoniłam te myśli.
-Luke był u Ciebie kilka razy jak byłaś w Kanadzie.-odezwała się Hazel,a ja zarumieniłam się na wspomnienie blondyna.-Chciał się z tobą spotkać,miałam Ci to przekazać.
-Okej,dziękuję.-uśmiechnęłam się pod nosem i pogrążyłam w marzeniach.Przyjaciółka wyciągnęła natomiast jakąś książkę i zaczytała się w nią.Nagle usłyszałam wibracje mojego telefonu i ujrzałam na wyświetlaczu zdjęcie Niall'a.
-Hej,Ash Ash,jest sprawa.-odezwał się wesołym tonem.
-Czemu podwajasz moje imię?-zmrużyłam brwi i niemal widziałam jak blondyn wzrusza ramionami.
-Żeby było ciekawie.Mogę liczyć na twoją pomoc?-zapytał.
-To zależy na czym ona miałaby polegać.-westchnęłam i zaczęłam oglądać swoje paznokcie.Hazel odłożyła książkę i przysłuchiwała się naszej rozmowie.
-Audrey ma niedługo urodziny i urządza przyjęcie na której pojawi się kilka znanych osób z branży.Problem w tym,że część z nich ma dzieci i zadeklarowali się już,że przyjdą z nimi.Audrey wpadła na świetny pomysł aby zaprosić też Ciebie i jeśli byłabyś tak miła...zająć się nimi przez jakieś dwie godzinki?-spytał błagającym tonem.Kątem oka zauważyłam,że Hazel gwałtownie kiwa przecząco głową.
-A skąd ten pomysł,że ja się nadam?
-Audrey powiedziała,że wydajesz się być taka urocza i dzieciaki na pewno za tobą przepadają.W dodatku to świetna okazja żeby kogoś poznać.W każdym bądź razie nic nie tracisz,a możesz zyskać bo oczywiście to nie będzie praca za darmo.Co ty na to?
Zastanawiając się nad tym pomysłem,spróbowałam wyobrazić sobie wszystkie za i przeciw.Może faktycznie nic nie traciłam,a będzie to też dodatkowa okazja żeby spotkać się z Niallem? W końcu dawno się nie widzieliśmy,a niedługo znowu będę musiała wyjechać.
-Zgódź się Ash Ash,jestem pewny,że masz świetną rękę do dzieci.-próbował mnie przekonać słodkim głosikiem,a ja parsknęłam śmiechem.Co prawda w mojej poprzedniej pracy miałam już kontakt z dzieciakami,bo prowadziłam dla nich zajęcia.
-No dobrze,niech będzie.Ale prześlij mi datę,a ja zorientuję się czy jestem wtedy w LA.-dodałam szybko.
-Tak jest.Jesteś najlepsza Ashley!-pożegnał się i rozłączył.Zaraz po tym Hazel zmusiła mnie abym na nią spojrzała.
-Zwariowałaś?!-zawołała.-Audrey najzwyczajniej w świecie chce Cię wykorzystać i poniżyć!
-Niby w jaki sposób poniżyć? To nic wielkiego,mam tylko pobawić się z dziećmi.-wzruszyłam ramionami,a ona wywróciła oczami.
-W jaki sposób? Jest taka kasiasta,że mogłaby wynająć kogokolwiek do tej roboty! Jesteś przyjaciółką jej chłopaka,a nie jakąś tam niańką,powinna Cię zaprosić jako gościa!
-Daj spokój,jak zwykle dramatyzujesz.-machnęłam ręką.
To się źle skończy.-mruknęła pod nosem i wróciła do lektury.Nie rozumiałam o co jej chodzi,przecież to faktycznie nie było nic wielkiego.Stwierdziłam,że nie będę się nad tym dłużej zastanawiać,przynajmniej na razie, i powrócę do fantazjowania na temat mój i Luke'a.
*
- tydzień później -
-Jesteś pewna,że twoja babcia nie będzie miała nic przeciwko mojej wizycie?-spytała mnie Hazel,kiedy dojechałyśmy już na obrzeża LA,gdzie mieszkali moi dziadkowie.Było to niewielkie,urokliwe miasteczko z mnóstwem zieleni i powietrzem dużo czystszym niż u nas w mieście.Uwielbiałam tutaj przebywać kiedy byłam mała,co roku nie mogłam się już doczekać wakacji.-Na pewno bardzo się ucieszy.-zapewniłam ją,a ona uśmiechnęła się i podgłośniła radio.Pogoda była wyjatkowo ciepła i słoneczna,wiał delikatny wiaterek więc była to idealna okazja na wycieczkę.Po kilkunastu minutach Hazel zaparkowała samochód pod średniej wielkości,drewnianym domem otoczonym żywopłotem.Wysiadając z auta zauważyłam,że ogród wcale się nie zmienił.Wciąż kwitły tu te same kwiaty,drzewa stały w tym samym miejscu i nawet z tej odległości dostrzegłam oponę przywiązaną do dębu,na której huśtaliśmy się razem z Alexem,Sharon i Jimem.
-Wszystko w porządku?-usłyszałam za sobą głos przyjaciółki i wyrwałam się z zamyśleń.
-Tak.-pokiwałam głową.-Po prostu przypomniałam sobie te wszystkie szczęśliwe chwile,które spędziłam tu z rodziną.
Babcia Jane |
-Ja za tobą też.-odpowiedziałam szczerze.Targała mną tak wielka radość,jakiej dawno nie czułam.Żaden Londyn,żadna Kanada,nic nie było w stanie zastąpić babcinego uścisku.-Babciu,to moja przyjaciółka Hazel.-wskazałam ręką na szatynkę przypatrującą się nam z boku.Tak jak się tego spodziewałam,babcia podeszła do niej i także ją przytuliła.
-Witaj,kochanie,bardzo nam miło Cię gościć.
-Dziękuję.Szczerze mówiąc bałam się,że nadużyję Pańskiej obecności...-zaczęła Hazel,ale babcia przerwała jej gestem dłoni.
-Daj spokój,przyjaciele Ashley są naszymi przyjaciółmi.-pogłaskała ją pieszczotliwie po policzku,a ja ucieszyłam się na taki miły początek ich znajomości.Chociaż nie spodziewałam się innej reakcji,babcia była cudownym człowiekiem.-Chodźcie,na pewno jesteście głodne po podróży.-objęła nas obydwie i poprowadziła do domu.W środku także nic się nie zmieniło,wszystko pozostało w tym samym miejscu.Ujrzałam schody po których biegaliśmy z Sharon i chłopakami,zjeżdżaliśmy po poręczy,a dziadek zawsze upominał nas,że ktoś w końcu spadnie poza barierkę.Zobaczyłam też kominek w salonie na którym w zimie zawsze wisiały cztery skarpety,dla każdego z nas,do których Św.Mikołaj ( a tak na prawdę dziadkowie ) wsypywał podarki i cukierki.Nadal stały u góry ramki z naszymi zdjęciami.Kuchnia także wyglądała identycznie,tylko firanki i obrus zostały zmienione.
-Usiądźcie.-wskazała nam krzesła,a sama zabrała się za odgrzewanie obiadu i przygotowywanie sałatki.Nie minęło kilka minut kiedy z drzwi tarasowych wyjrzał dziadek.
-Ashley!-zawołał roześmiany,a ja wstałam i podbiegłam do niego.Uściskał mnie jak zwykle tak mocno,że o mało co się nie udusiłam.Nie przechwalając się,byłam ulubienicą dziadka ze względu,że byłam najmłodsza i każdy o tym wiedział.Po prostu dogadywałam z nim się tak dobrze jak nikt inny.
Przedstawiłam mu Hazel,a on zdążył polubić ją już po pięciu minutach.Zjedliśmy wspólnie obiad,który był jak zwykle przepyszny.Nikt nie gotował tak wyśmienicie jak babcia,nawet mama nie była w stanie jej pobić - oczywiście wtedy,kiedy jeszcze dla nas gotowała,bo gdy zaraz po rozwodzie zdobyła dobrze płatną pracę to zatrudniła gosposię.
Zaraz po zjedzeniu udałyśmy się do ogrodu gdzie wyłożyłyśmy się w wygodnych leżakach i wdychałyśmy świeże powietrze.Babcia poszła upiec placek na deser i absolutnie nie pozwoliła sobie pomóc,a dziadek pojechał do miasteczka po farbę bo zamierzał pomalować szopę.Cudownie było tak sobie teraz leżeć i wspominać dawne czasy.Okiem wyobraźni zobaczyłam czwórkę dzieciaków goniących po tej samej trawie.Ich mama czaiła się na nich za drzewem i czekała na odpowiedni moment,aby wylecieć do nich i zawołać "mam was!".Tata natomiast zepsuł cały jej plan i dorwał ją szybciej niż ona ich,przerzucił sobie przez ramię,a następnie położył na trawie.Zawołał dzieci i całą piatką łaskotali mamę,bawili się wspólnie aż do momentu kiedy babcia zawołała ich na obiad.Westchnęłam głośno i odgoniłam te myśli.
-Luke był u Ciebie kilka razy jak byłaś w Kanadzie.-odezwała się Hazel,a ja zarumieniłam się na wspomnienie blondyna.-Chciał się z tobą spotkać,miałam Ci to przekazać.
-Okej,dziękuję.-uśmiechnęłam się pod nosem i pogrążyłam w marzeniach.Przyjaciółka wyciągnęła natomiast jakąś książkę i zaczytała się w nią.Nagle usłyszałam wibracje mojego telefonu i ujrzałam na wyświetlaczu zdjęcie Niall'a.
-Hej,Ash Ash,jest sprawa.-odezwał się wesołym tonem.
-Czemu podwajasz moje imię?-zmrużyłam brwi i niemal widziałam jak blondyn wzrusza ramionami.
-Żeby było ciekawie.Mogę liczyć na twoją pomoc?-zapytał.
-To zależy na czym ona miałaby polegać.-westchnęłam i zaczęłam oglądać swoje paznokcie.Hazel odłożyła książkę i przysłuchiwała się naszej rozmowie.
-Audrey ma niedługo urodziny i urządza przyjęcie na której pojawi się kilka znanych osób z branży.Problem w tym,że część z nich ma dzieci i zadeklarowali się już,że przyjdą z nimi.Audrey wpadła na świetny pomysł aby zaprosić też Ciebie i jeśli byłabyś tak miła...zająć się nimi przez jakieś dwie godzinki?-spytał błagającym tonem.Kątem oka zauważyłam,że Hazel gwałtownie kiwa przecząco głową.
-A skąd ten pomysł,że ja się nadam?
-Audrey powiedziała,że wydajesz się być taka urocza i dzieciaki na pewno za tobą przepadają.W dodatku to świetna okazja żeby kogoś poznać.W każdym bądź razie nic nie tracisz,a możesz zyskać bo oczywiście to nie będzie praca za darmo.Co ty na to?
Zastanawiając się nad tym pomysłem,spróbowałam wyobrazić sobie wszystkie za i przeciw.Może faktycznie nic nie traciłam,a będzie to też dodatkowa okazja żeby spotkać się z Niallem? W końcu dawno się nie widzieliśmy,a niedługo znowu będę musiała wyjechać.
-Zgódź się Ash Ash,jestem pewny,że masz świetną rękę do dzieci.-próbował mnie przekonać słodkim głosikiem,a ja parsknęłam śmiechem.Co prawda w mojej poprzedniej pracy miałam już kontakt z dzieciakami,bo prowadziłam dla nich zajęcia.
-No dobrze,niech będzie.Ale prześlij mi datę,a ja zorientuję się czy jestem wtedy w LA.-dodałam szybko.
-Tak jest.Jesteś najlepsza Ashley!-pożegnał się i rozłączył.Zaraz po tym Hazel zmusiła mnie abym na nią spojrzała.
-Zwariowałaś?!-zawołała.-Audrey najzwyczajniej w świecie chce Cię wykorzystać i poniżyć!
-Niby w jaki sposób poniżyć? To nic wielkiego,mam tylko pobawić się z dziećmi.-wzruszyłam ramionami,a ona wywróciła oczami.
-W jaki sposób? Jest taka kasiasta,że mogłaby wynająć kogokolwiek do tej roboty! Jesteś przyjaciółką jej chłopaka,a nie jakąś tam niańką,powinna Cię zaprosić jako gościa!
-Daj spokój,jak zwykle dramatyzujesz.-machnęłam ręką.
To się źle skończy.-mruknęła pod nosem i wróciła do lektury.Nie rozumiałam o co jej chodzi,przecież to faktycznie nie było nic wielkiego.Stwierdziłam,że nie będę się nad tym dłużej zastanawiać,przynajmniej na razie, i powrócę do fantazjowania na temat mój i Luke'a.
-Tutaj ty i Alex wylaliście wiaderka z błotem na buty Charles'a.-Babcia pokazała mi zdjęcie na którym staliśmy potulnie przed dziadkiem,który rozzłoszczony coś do nas krzyczał.-Wiedzieliście,że musi wyjechać na tydzień służbowo i wpadliście na pomysł,że przecież nigdzie bez butów nie pojedzie.Napełniliście wtedy po brzegi wiadra z błotem,przykryliście buty na błotnistej trawie tak,że doskonale się maskowały,ale niestety On szybko was nakrył.-zachichotała,a Hazel jej zawtórowała.Znowu wpadłam w to dziwne uczucie w którym przyjemnie było mi wspominać dawne czasy,ale równocześnie czułam ścisk gdzieś tam,w środku.Siedzieliśmy tak przy kominku do późnej godziny i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym,po prostu nadrabialiśmy stracone czasy.
Już dawno nie przespałam tak dobrze i spokojnie nocy.Czułam tu aurę rodzinnego ciepła i nawet moje uroczo urządzone mieszkanie nie dawało mi takiego wspaniałego uczucia,jak dom dziadków.
-Przez chwilę wydawało mi się,że na szczycie schodów ujrzałam Lucille.-Babcia uśmiechnęła się do mnie,kiedy nadal rozespana weszłam do kuchni.Zbudził mnie przepiękny zapach racuchów,który rozchodził się po całym domu.Przetarłam zaspane oczy i usiadłam na krześle,podpierając głowę na dłoniach.
-Kiedy ostatnim razem się z nią widziałaś?-zapytałam.
-Dwa tygodnie temu.Odwiedza nas raz czy dwa w ciągu dwóch miesięcy,chociażby na krótką chwilę.Gdybyśmy nieoczekiwanie odeszli,nie chciałaby mieć na sumieniu tego,że nie utrzymywała z nami kontaktu.-odparła smutno.-Chyba nadal się na mnie gniewa.Ale i tak bardzo się cieszę,że mogę ją widywać.
Pokiwałam głową i zapatrzyłam się w zmartwioną twarz babci.Była przepiękna,w młodości wyglądała dokładnie tak jak moja mama teraz.Długie blond włosy znowu podpięła luźno czarną spinką,a na uszach zawiesiła kolczyki.Dobrych kilka lat temu pokłóciły się o coś z mamą,ale nikt poza nimi nie wie o co.Do tej pory atmosfera między nimi jest o wiele chłodniejsza niż kiedyś...
Kiedyś były najlepszymi przyjaciółkami.
*
-Ktos chyba przyjechał.-powiedziała Hazel,spoglądając przez kuchenne okno.Spojrzeliśmy po sobie,bo nikogo się nie spodziewaliśmy,ale zagadka po chwili się wyjaśniła,kiedy do środka weszla...mama?
-Dzień dobry.-przywitała się i stanęła u progu,zdziwiona moim widokiem.-A co ty tu robisz,Ashley?-położyła na stole jakieś reklamówki i spojrzała na mnie.
Lucille |
-Och...to cudownie.Ja wpadłam tylko na chwilę.W zasadzie,to już muszę wracać.Byłam wczoraj na wyprzedażach,przywiozłam Ci bawełnianą pościel i trochę ubrań,mamo.-wskazała na reklamówki i zaczęła się wycofywać.Wydaje mi się,że była trochę zawiedziona moją obecnością i czułam,że przyjechała tu po to aby porozmawiać z babcią sam na sam.
-Może jednak zostaniesz?-wstałam prędko,ale ona już kiwała głową i przybrała ten wyraz twarzy,którym często dawała mi znać,że nie chce wdawać się w żadne dyskusje.
-Do zobaczenia.-uśmiechnęła się blado i szybkim krokiem wyszła z domu.
-Jeśli mogę być z wami szczera,to w moim mniemaniu było to bardzo dziwne.Ja,kiedy długo nie widzę się ze swoją mamą,normalnie wariuję i od razu rzucamy się sobie na szyję.Przepraszam,jeśli jestem wścibska,po prostu to takie...przykre,że między wami jest inaczej.-westchnęła Hazel,a ja wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się krzywo.
-Do pewnych spraw idzie się już przyzwyczaić.-zabrałam się za śniadanie i napotkałam wzrok babci.Mama chyba na prawdę przyjechała tu porozmawiać.
- kilka dni później -
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi,więc zbiegłam po schodach i zerknęłam przez oczko,a w nim ujrzałam Luke'a.O Boże,nie widziałam go od tego incydentu z pocałunkiem na lotnisku! Co teraz? Zaczęłam gorączkowo chodzić po przedpokoju i zastanawiać się nad tym co zrobić.Serce biło mi jak oszalałe i omal nie wyrwało mi się z piersi.Wtedy Luke zapukał drugi raz,tym razem głośniej i uświadomiłam sobie,że przecież on tam czeka.Poprawiłam się w lustrze i otworzyłam drzwi.
-To dla Ciebie.-podał mi bukiet fioletowych frezji i uśmiechnął się zawiadacko.Zatopiłam w nich swoją twarz i napawałam się ich przepięknym zapachem,dopóki on nie odchrząknął.Gdy odłożyłam je na bok,ujął moją twarz w dłonie i pocałował mnie tak delikatnie,jak gdybym mogła rozpaść się w jego rękach.Najlepsze w tym wszystkim było to,że nie wyczułam od niego ani nutki alkoholu,więc nie był to jego pijacki wybryk.-Stęskniłem się za tobą,dlatego teraz zamierzam porwać Cię do kina.Serce zadrżało mi jak oszalałe na myśl,że spędzę z nim ten wieczór,ale zaraz po tym przypomniałam sobie,że...
-Jest jeden,maleńki problem...-przygryzłam dolną wargę i zabrałam kwiaty,aby włożyć je do wazonu.Luke podążył za mną z pytającym spojrzeniem.-Obiecałam przyjacielowi,że pójdę z nim na spacer,bo właśnie zerwał z dziewczyną i...-zerknęłam na niego,z nadzieją,że się nie pogniewa.
-Rozumiem...-westchnął i usiadł na barowym krzesełku z przybitą miną.Nie minęła minuta,kiedy jego twarz się rozjaśniła,musiał wpaść na jakiś pomysł.-To może zawołaj tą twoją Hazel i chodźmy w czwórkę?
-Rozumiem...-westchnął i usiadł na barowym krzesełku z przybitą miną.Nie minęła minuta,kiedy jego twarz się rozjaśniła,musiał wpaść na jakiś pomysł.-To może zawołaj tą twoją Hazel i chodźmy w czwórkę?
Zanim odpowiedziałam,zaczęłam przetwarzać jego słowa...Ja,Luke,Charlie i Hazel razem w kinie.Charlie i Hazel na jednej sali...ba,w jednym rzędzie...a raczej nawet obok siebie.Hazel wyznała mi ostatnio,że Charlie nie wiedzieć czemu bardzo ją irytuje.W sumie nie rozumiem dlaczego,widziała go zaledwie dwa razy,a później była obecna podczas naszej rozmowy przez skype,więc zdziwiłam się,kiedy mi to wyznała...Ale może zrobi ten jeden wyjątek?
-Zaczekaj tu.-poprosiłam,założyłam papcie i wyszłam na klatkę,gdzie zapukałam w drzwi przyjaciółki.
-Nie mam już tych cukierków,wszystkie zjadłyśmy wczoraj.-powiadomiła mnie na przywitanie.
-Pójdziesz ze mną do kina?-zapytałam,a ona nie zastanawiając się dłużej sięgnęła po płaszcz i zaczęła wychodzić.-Poczekaj,ale nie tylko ze mną.Jest jeszcze Luke...
-Jakoś go zdzierżę.-wzruszyła ramionami.
-...i Charlie.- na jego imię się cofnęła,ściągnęła płaszcz i zaczęła zamykać drzwi.-Daj spokój,Hazel!
-Mówiłam Ci,że dwie minuty w jego towarzystwie mnie denerwują,a jego śmiech przyprawia mnie o ból głowy.
-To pójdziemy na horror! Tam na pewno nie będzie się śmiał.-zrobiłam maślane oczka,a ona wpatrywała się we mnie dobitnie.-Proooszę,bardzo zależy mi na tym wyjściu.Bardzo...BARDZO.-powiedziałam przez zaciśnięte zęby,kiwając w kierunku mieszkania.Trzy minuty zajęło jej dokładne rozpatrzenie mojej prośby.
-No dobra.-złamała się w końcu.-Ale ty wszystko stawiasz,nie będę płacić za moją powolną śmierć.-westchnęła a ja zaczęłam piszczeć i rzuciłam się jej na szyję.To będzie wspaniały wieczór,kiedy Charlie i Hazel zapatrzą się w film,ja i Luke będziemy mogli zająć się sobą.Na samą tę myśl,w moim brzuchu rozbudziło się tysiące motyli.
-Zaczekaj tu.-poprosiłam,założyłam papcie i wyszłam na klatkę,gdzie zapukałam w drzwi przyjaciółki.
-Nie mam już tych cukierków,wszystkie zjadłyśmy wczoraj.-powiadomiła mnie na przywitanie.
-Pójdziesz ze mną do kina?-zapytałam,a ona nie zastanawiając się dłużej sięgnęła po płaszcz i zaczęła wychodzić.-Poczekaj,ale nie tylko ze mną.Jest jeszcze Luke...
-Jakoś go zdzierżę.-wzruszyła ramionami.
-...i Charlie.- na jego imię się cofnęła,ściągnęła płaszcz i zaczęła zamykać drzwi.-Daj spokój,Hazel!
-Mówiłam Ci,że dwie minuty w jego towarzystwie mnie denerwują,a jego śmiech przyprawia mnie o ból głowy.
-To pójdziemy na horror! Tam na pewno nie będzie się śmiał.-zrobiłam maślane oczka,a ona wpatrywała się we mnie dobitnie.-Proooszę,bardzo zależy mi na tym wyjściu.Bardzo...BARDZO.-powiedziałam przez zaciśnięte zęby,kiwając w kierunku mieszkania.Trzy minuty zajęło jej dokładne rozpatrzenie mojej prośby.
-No dobra.-złamała się w końcu.-Ale ty wszystko stawiasz,nie będę płacić za moją powolną śmierć.-westchnęła a ja zaczęłam piszczeć i rzuciłam się jej na szyję.To będzie wspaniały wieczór,kiedy Charlie i Hazel zapatrzą się w film,ja i Luke będziemy mogli zająć się sobą.Na samą tę myśl,w moim brzuchu rozbudziło się tysiące motyli.
Super! Czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńOh yeah! :3 Mam nadzieję, że na tej "randce" coś się wydarzy :D Chcę, by Luke był z Ash!
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział <3
Czekam na nexta xx
Całuje, @droowseex
Świetny:*
OdpowiedzUsuńLuke zostaw Ashley w spokoju jhgftdfgjklkjhg i co to ma być, jaka niańka do dzieci :// nie trzymaj mnie w napięciu następnym razem tak długo!:( czekam na następny <3/K.
OdpowiedzUsuńZostawiam znak,że czytam :D
OdpowiedzUsuń