" Namiętności jego pocałunku nie da się ubrać w słowa. Za każdym razem jest coraz bardziej niesamowity. "
-Myślisz,że podoba im się film?-wyszeptał do mnie Luke,a ja spojrzałam ponad jego ramię na pozostałą dwójkę.Hazel siedziała ze złożonymi rękami wpatrując się w ekran z taką miną jakby ktoś conajmniej mordował ją żywcem,co jakiś czas spoglądała spode łba na swoją lewę stronę,gdzie siedział Charlie.On w przeciwieństwie do niej bawił się znakomicie,co po chwila wybuchał śmiechem tak gwałtownie,że raz o mało co nie udusił się popcornem,który jednocześnie przeżuwał.Musiałam wtedy zmusić Hazel żeby poklepała go po plecach,bo gdybym zrobiła to ja,zasłoniłabym ekran osobom z tyłu.
-Charliemu raczej na pewno.-zachichotaliśmy obydwoje i spletliśmy nasze dłonie.Po seansie,kiedy zapaliły się wszystkie światła,Hazel natychmiast się ewakuowała,natomiast Charlie podszedł do nas z uśmiechem na twarzy.
-Mało brakowało,a byłby to chyba mój ostatni wypad do kina.-parsknął.-Dzięki za fajny wieczór,czuję się już odrobinę lepiej.-uściskał mnie,przybił piątkę Luke'owi i ruszył do wyjścia.
-Zdaje się,że całkiem sprytnie zostawiono nas samych.-Luke uchwycił moją dłoń i pocałował mnie w czubek głowy.-To dobrze,bo to nie koniec naszych planó na wieczór.
Ucieszyły mnie te słowa,bo szczerze mówiąc rozwydżyłam się i nie miałam ochoty jeszcze wracać do domu,chciałam spędzić z nim jak najwięcej czasu.Nie dopytywałam gdzie też dokladnie mnie zabiera,tylko pozwoliłam zrobić sobie niespodziankę,uwielbiam ten dreszczyk emocji,który mi właśnie doskwiera.
-Daleko jeszcze?-zapytałam i zaraz potem ugryzlam się w język,bo jakieś pół godziny temu obiecałam,że nie zadam tego pytania.Blondyn posłał mi ostrzegawcze spojrzenie,ale na jego twarzy i tak zagościł wesoły uśmieszek.Jechaliśmy jeszcze jakieś pięć minut,kiedy samochód nareszcie stanął.Zanim zdążyłam się wygramolić z pasów,Luke obiegł auto dookoła i otworzył przede mną drzwi.Nie mogłam powstrzymać rumieńca,który wpełzł na moją twarz przypadkiem,nie byłam jeszcze przyzwyczajona do tego typu drobnostek,które są niby niewielkie,ale tak cieszą.Będąc małą dziewczynką o tym właśnie marzyłam: aby ktoś się o mnie zatroszczył,przygarnął w swoje ramiona i mówił mi ile dla niego znaczę.Luke złapał mnie za rękę i pociągnął przed siebie.Było około godziny dwudziestej drugiej i niebo było już całkiem ciemne,obsypane milionami migoczących gwiazd.Znajdowaliśmy się na obrzerzach Los Angeles,a dokładniej w jakimś leśnym parku.Szliśmy w ciszy jeszcze przez krótką chwilę,napawając się śpiewem świerszczy,aż w końcu dotarliśmy do naszego celu,a był nim...przepiękny widok.Nad niewielkim stawem otoczonym drzewami stała czarna furgonetka,a w jej przyczepie znajdowało się kilka koców i dwa śpiwory.Na przeciw niej znajdował się średniej wielkości ekran na który skierowany był rzutnik.Na gałęziach drzew i pobliskich krzakach poprzyczepiane zostały białe lampki,co wspólnie tworzyło niesamowity efekt,aż zaparło mi dech w piersiach.
-Seans pod gołym niebem,pogodę zapowiadają wyśmienitą,także...
-Jak...jak ty to wszystko przygotowałeś?-stanęłam na palcach,aby dotknąć mięciutkich koców.
-Przyjechałem i ustawiłem tu wszystko tuż przed wizytą u Ciebie.Liczyłem się z tym,że po powrocie mogę już tego tutaj nie zastać,ale w końcu bez ryzyka nie ma zabawy.-puścił do mnie oczko.-Myślę,że chyba nie muszę pytać czy Ci się podoba?
Pokiwałam przecząco głową,bo nie wierzyłam własnym oczom.Miałam przed sobą obraz wprost z filmu,nigdy nie sądziłam,że ktoś wysili się dla mnie w ten sposób.Tylko po to aby mnie uszczęśliwić.
-Zawsze o takim czymś marzyłam.-tym razem to ja wykonałam pierwszy krok,położyłam swoje dłonie na jego klatce piersiowej i obdarzyłam najczulszym pocałunkiem na jaki było mnie stać.Pragnęłam tym jednym gestem podziękować mu za cały ten trud,który włożył w przygotowanie tego wszystkiego.
-Mmm...warto było spędzić tutaj całe popołudnie.-uśmiechnął się szeroko i podsadził mnie na furgonetkę.Ułożyłam się na mięciutkim legowisku,a on wyciągnął popcorn,sok pomarańczowy i czerwone wino.-Najpierw wszelkie formalności...-mruknął pod nosem,zapalił małe świeczuszki,które ku mojemu zdziwieniu powkładał tu i uwdzie,nalał nam wina do zmaterializowanych kieliszków i podał mi jeden.-Ashley,pragnę zapytać oficjalnie czy zostaniesz moją dziewczyną?
-Och,Luke...-westchnęłam,pochyliłam się nad nim i namiętnie go pocałowałam.Sama nie wiem skąd nagle wzięła się u mnie taka pewność siebie,ale słowami nie byłam w stanie opisać tego,co w tej chwili czułam.
Leżeliśmy pod gołym niebem spleceni w namiętnym uścisku,oglądając kolejny film,tym razem komedię romantyczną i napawaliśmy się swoją obecnością.Niczego więcej nie było mi wtedy potrzebne do szczęścia.
-To chyba do Ciebie.-przetarł rozespane oczy,a ja wpatrzyłam się w jego perfekcyjną twarz i nie chciałam przerywać tego pięknego momentu w którym byliśmy razem.Ktoś jednak był bardzo natrętny.
-Ha...-tu ziewnęłam przeciągle i obydwoje z Lukiem zachichotaliśmy.-...aalo?
-Gdzie jesteś?-usłyszałam po drugiej stronie głos Nialla.Położyłam się z powrotem i podziwiałam błękitne niebo bez ani jednej chmurki.Luke zeskoczył z przyczepy na ziemię i zniknął z drugiej strony samochodu.
-I tobie też dzień dobry.Jestem z Lukiem,o co chodzi?
-Wpadłem do Ciebie w odwiedziny.Hazel była w środku i powiedziała,że nie wie gdzie jesteś,ale kazałaś jej rano zajrzeć do Muffina.-zaczął,a ja usłyszałam szczęk talerzy,a więc zapewne Luke przygotowywał dla nas śniadanie.-Miałem wychodzić,kiedy przyszła twoja mama.
-Mama?-podniosłam się na łokciu i zmrużyłm brwi ze zdziwienia.-Czego chce?
-Nie wiem,ale czeka na Ciebie.Mówi,że to pilne.
Pierwsza myśl jaka przeszła mi przez myśl to taka,że coś się stało.Był jakiś wypadek? Ktoś jest chory? Coś nie tak z babcią lub dziadkiem? Wygrzebałam się spod śpiworu i kocy i zeskoczyłam na trawę pokrytą świeżą rosą.
-Powiedz jej,że niedługo przyjadę.-rozłączyłam się i rzuciłam telefon do torebki.Ubrałam buty i odnalazłam Luke'a,który rozłożył koc i położył na nim kosz w którym zapewne znajdowało się nasze śniadnie.Dostrzegł moją nieco zmartwioną twarz i zaprzestał układania talerzy.
-Musisz wracać?-zapytał,a ja chcąc nie chcąc pokiwałam głową.Posłał mi uśmiech w stylu 'nie ma sprawy' i pomogłam mu zebrać wszystkie rzeczy.Rzutnik,który był najcenniejszą rzeczą zabrał do samochodu,a wszystko inne zostawił na przyczepie vana,po którego miał przyjechać później z Calumem.Wsiedliśmy do jego chevroleta i głodni oraz zmęczeni po naszym nocnym maratonie wróciliśmy do miasta.Było jeszcze wcześnie więc na szczęście ominęły nas korki i po niecałych trzydziestu minutach byliśmy pod domem.
-Nie bój się,twoja mama pewnie tak po prostu Cię odwiedziła.-pocieszył mnie,głaskając po mojej dłoni,ale ja zaprzeczyłam.
-Ona nigdy tego nie robi,Luke.Odkąd się wyprowadziłam żyjemy w dwóch różnych światach,musiało się coś stać...Dziękuję za cudowną noc i przepraszam,że musiałam tak wcześnie się urwać.-chciałam pocałować go w policzek,ale on odwrócił się i złapał mój pocałunek swoimi ustami.Uśmiechnął się do mnie powalająco,a ja pomachałam mu jeszcze i pobiegłam do windy.Z bijącym sercem weszłam do mieszkania i byłam przygotowana na najgorsze.Mama i Niall siedzieli w salonie i wesoło o czymś gawędzili.Stanęłam w drzwiach zdziwiona tym widokiem,spodziewałam się całkiem czego innego.Ostatnio,kiedy widziałam ją u babci wydawała się bardzo zmartwiona i zmęczona,nie miała makijażu i wyglądała na taką,co założyła pierwsze lepsze ubrania.Teraz lśniła tak jak dawniej: rozpromieniona,pewna siebie i elegancka.Jak tylko mnie ujrzała to wstała i podeszła do mnie z uśmiechem,
-Witaj kochanie.-wyciągnęła do mnie ręce i przytuliła do siebie.Z poza jej ramienia spojrzałam na Nialla,który puścił do mnie oczko.Czułam się dziwnie w jej ramionach,już dawno nie byłyśmy tak blisko siebie,nie mniej jednak przez jedną małą chwilkę złapałam się na tym,że było to dosyć przyjemne uczucie.
-Co się stało? Ostatnio wyglądałaś na bardzo zmartwioną.-przypomniałam jej,a ona najwyraźniej zignorowała moje słowa,lub udała,że ich nie słyszy.
-Dobrze,że jesteś bo mam Ci coś do przekazania.-pociągnęła mnie w kierunku kanapy i usiadłyśmy.-Tak na marginesie,bardzo ładnie się urządziłaś.Niall oprowadził mnie po mieszkaniu,mam nadzieję,że nie masz nic przeciwko.
-Nie mam,ale nie uważasz,że już dawno powinnaś była zobaczyć jak mieszkam? Wprowadziłam się tu cztery lata temu.-zauważyłam,a ona posłała mi spojrzenie,którym chciała mi przekazać,że nie powinnyśmy o tym rozmawiać przy Niallu.
-Przejdźmy do rzeczy.Za trzy dni organizuję przyjęcie dla moich najbliższych na którym chciałabym wam coś ogłosić i oczywiście nie może Cię zabraknąć! To dla mnie bardzo ważne wydarzenie i zależy mi na tym żebyś przyjechała,dobrze?
Poczułam jak coś się we mnie gotuje.To ja zrezygnowałam z cudownego śniadania w towarzystwie Luke'a,jechałam tutaj zestresowana i byłam gotowa usłyszeć najgorsze,bałam się,że coś się komuś stało...w końcu mama nigdy nie zaszczyciła mnie swoją wizytą,ba! Nawet nie często dzwoniła,chyba że już miała do mnie jakąś sprawę.A tymczasem po raz kolejny organizuje to swoje głupie spotkanko w towarzystwie jakichś nadętych bogaczy,którym stara się podlizać tylko po to żeby wdać się z nimi w jakieś durne interesy!
Gotując się ze złości,nie miałam w ogóle ochoty z nią rozmawiać,więc tylko pokiwałam głową i chciałam aby jak najszybciej sobie poszła.
-Świetnie!-klasnęła w dłonie.-Ty,Niall też oczywiście jesteś zaproszony.Zauważyłam,że macie ze sobą świetny kontakt,odkąd poznaliście się na moim przyjęciu charytatywnym.-wstała i udała się w kierunku drzwi.Świetnie,a więc teraz przymila się jeszcze do niego,tylko po to żeby zdobyć dla siebie jeszcze większą reklamę.Nie miałam siły odprowadzać ją do drzwi i sztucznie się uśmiechać.Niall spojrzał w moim kierunku,ale kiedy zauważył jak zakładam nogę na nogę i nigdzie się nie ruszam,sam wstał aby ją pożegnać.-W takim razie widzimy się już niedługo,do zobaczeeenia!-zawołała śpiewnym głosem i zniknęła za drzwiami.Opadłam na poduszki i złapałam się za głowę.
-Błagam Cię,nic nie mów.-ostrzegłam Horana,kiedy wrócił z powrotem,a on uniósł ręce w geście poddania i usiadł obok mnie.
*
-Przypomnij mi jeszcze raz czemu zgodziłaś się na niańczenie tych małych potworów...-westchnęła Hazel,kiedy utknęłyśmy na poddaszu z conajmniej połową przedszkola.Wszędzie walały się balony i zabawki.Zajmowałyśmy się nimi dopiero od godziny,a już czułyśmy się zmordowne i bez sił.
-Bo jestem dobrą przyjaciółką Nialla i myślałam,że uda mi się tutaj poznać kogoś z branży...-rozglądnęłam się dookoła.Wszyscy bawili się na samym dole,a my byłyśmy tu jedynymi osobami,które miały więcej niż dwanaście lat.-Co,jak widać na załączonym obrazku,średnio mi wychodzi.-złapałam balona w ręce i zaczęłyśmy nim do siebie odbijać,kiedy ktoś zapukał do drzwi i wszedł do naszego pomieszczenia.Na początku myślałam,że się przewidziałam,ale po chwili okazało się,że dobrze widzę.
-Ashley?!-zawołała Iris,ta sama urocza blondynka z różowymi końcówkami,którą jakiś czas temu poznałam na imprezie.To właśnie ją jej narzeczony porzucił tuż przed ślubem,bo okazał się być gejem.
-Iris,jak miło Cię widzieć!-wstałam i podeszłam do niej,a ona mnie uściskała.-Co tu robisz?
-Audrey kazała mi poszukać tej okropnej opiekunki,którą tu wynajęła.Nie widziałaś jej może czasem?-rozglądnęła się po pokoju.
Poczułam się jakby ktoś zrzucił coś ciężkiego na moją głowę.Hazel słysząc słowa Iris,podniosła się i stanęła tuż obok mnie.
-Dla..dlaczego okropnej?-zapytałam mrużąc brwi,bo nie wiedziałam co tu jest grane...
-Nie poznałam jej osobiście,ale podobno niezłe z niej ziółko.Audrey opowiadała wszystkim,że pochodzi z jakiejś biednej rodziny i błagała ją na kolanach żeby przyjęła ją na ten dzień do opieki,bo potrzebuje pieniędzy.Ponoć jest alkoholiczką,błyskawicznie roztrwania pieniądze i bywa czasem agresywna,więc trzeba ją co chwilę sprawdzać,ale ogólnie rzecz biorąc ma słabość do dzieci.Wszyscy mówią o niej jak o jakimś dziwadle,więc postanowiłam,że od czasu do czasu tu zajrzę.Dziwię się,że Audrey jej uległa,skoro ma za sobą taką okropną przeszłość,ale co mi do tego...Chyba chciała zabłysnąć przy innych jaka to ona jest miłosierna.-wywróciła oczami,a ja czułam jak serce zaczyna mi bić coraz szybciej,jak gdyby je ktoś gonił.-A ty co tu robisz?-uśmiechnęła się,ukazując mi swóje śnieżnobiałe zęby i małą przerwę między jedynkami,które dodawały jej wesołości i uroku.
-Przepraszam...-minęłam ją i ruszyłam do drzwi.Usłyszałam tylko jak Hazel woła moje imie i biegnie za mną,ale potem jak jakiś łowca,wystawiłam sobie za cel odnalezienie Audrey i wszystko inne schodziło na boczny tor.W skupieniu przeciskałam się przez tłumy ludzi i nie dopuszczałam muzyki do swoich uszu.W końcu znalazłam ją w salonie pod oknem,gdzie rozmawiała z jakimiś gośćmi.
-Ty...ty suko!-zawołałam w jej kierunku,a wszystkie pary oczu w tym pomieszczeniu skierowały się na mnie.Blondynka rozejrzała się dookoła z wystraszonym wzrokiem i wstała z kanapy.-A więc po to mnie zaprosiłaś? Żeby nagadać o mnie samych bzdur i zepsuć mój wizerunek?!
-O co Ci chodzi?-zapytała,unosząc brew do góry,ale w jej oczach widziałam iskierkę wesołości.Pogrywała ze mną,a ja nienawidziłam kiedy ktoś stroił sobie ze mnie żarty.
-O to,że rozpowiadasz o mnie jakieś pieprzone kłamstwa!-wykrzyczałam jej prosto w twarz.-Alkoholiczka? Agresywna? Błagałam Cię NA KOLANACH?!-czułam jak wszystko się we mnie gotuje i miałam ochotę rzucić się na nią i udusić ją gołymi rękami przy tych wszystkich ludziach.-Co ja Ci takiego zrobiłam?!
-Co tu się dzieje?-Niall podbiegł do nas,a ja ucieszyłam się na jego widok jak jeszcze nigdy przedtem.On na pewno mi uwierzy.
-Ja...ja nie mam pojęcia,skarbie.-Audrey podeszła do niego i z miną niewiniątka wtuliła się w jego ramię.-Przybiegła tu i naskoczyła na mnie.-w jej oczach ujrzałam sztuczne łzy i myślałam,że zerzygam się na tą pięknie wypolerowaną podłogę.
-Rozpowiadasz o mnie po kątach same nieprawdziwe rzeczy,do cholery,i nie udawaj teraz,że nie!-wrzasnęłam.Serce biło mi tak szybko,i tak ciężko...wiedziałam,że jeszcze chwila i wydarzy się coś złego.Z moim stanem nie tyle co nie powinnam,mi wręcz NIE WOLNO się stresować.Robiłam się coraz słabsza i ból w moim sercu powoli pogłębiał się i nasilał.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz!-zawołała "zlękniona" i rozglądnęła się po sali,gdzie każdy stał i ze zdziwieniem przyglądał się tej szopce.Niall złapał mnie za ramię i pociągnął do wyjścia.Zanim wyszliśmy z sali usłyszałam jeszcze jak szlocha i tłumaczy się,że chciałam zepsuć jej urodziny.Gdy wyszłam na świeże powietrze zachłysnęłam się nim i skuliłam nogi.
-Błagam Cię,powiedz,że mi wierzysz.-spojrzałam w górę na jego twarz,ale byla on zimna i bez wyrazu.
Mam nadzieje ze Niall jej uwierzy. Nie moge się juz doczekać nexta
OdpowiedzUsuńJakie zakończenie <3 A ten wieczór filmowy naprawdę jak z filmu :) Czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńMatko, nie cierpię Audrey kjhgfdcfgvhj wyjątkowo przestał mi przeszkadzać związek z Luke'iem, niech Niall się z nią męczy teraz :/ Dodawaj szybko nn:* /K.
OdpowiedzUsuńboski <3
OdpowiedzUsuńoo śliczny next proszę :**
OdpowiedzUsuńOkej, Marta, już znowu jestem i się ode mnie nie uwolnisz. Szybko nadrobiłam te rozdziały i jejuuu, ile tu się podziało. Na początek powiem, że Audrey mnie tak zdenerwowała, że najchętniej sama bym jej wszystko wygarnęła. No proszę cię, jak można być takim okropnym człowiekiem?! Na początku jak pierwszy raz przyjechała po Ash, to myślałam, że może będzie to fajna postać, ale najwidoczniej się myliłam.. Zdecydowanie wolę Luka niż Nialla i nie wiem jak to możliwe. Po prostu jak sobie ich wyobrażam, to ajsdjsadhsajndksa *.* Jest taki kochany i taki no taki, no wiesz jaki, hahaha. A Niall? Niby w porządku, ale on jej przecież nie uwierzy. Na pewno jej nie uwierzy! Mogę się o to nawet założyć, o! W ogóle to taka jedna mała uwaga, bo zauważyłam, że piszesz "na prawdę" zamiast "naprawdę". Kilka razy to wyłapałam :)
OdpowiedzUsuńCałuję, pozdrawiam i czekam na next.
Weronika :) x
oo nowy!Już czytam tylko najpierw komentarz hihi <3
OdpowiedzUsuń