niedziela, 13 lipca 2014

2.

Podwinęłam suknię i wspięłam się po monumentalnych schodach podziwiając architekturę tej wspaniałej budowli,która wyrosła przede mną.Nie byłam pewna czy Michał Anioł podzielałby moje zdanie,ale ja,zupełny przeciętniak,byłam pod wielkim wrażeniem.U boku Bena wkroczyłam do środka,a to co tam ujrzałam zaparło mi dech w piersiach.Wnętrze pełne bogatych żyrandoli,fikuśnych obrazów i wypolerowanej na błysk posadzki spodobało mi się jeszcze bardziej niż sukienka mojej mamy,która właśnie dosięgła mego wzroku.Choć muszę przyznać,że i ona robiła wrażenie.Stanęłam u szczytu kolejnych schodów,które prowadziły na parkiet i rozglądnęłam się po sali.W każdym kącie stało sporo ludzi,którzy przyszli tu specjalnie dla niej,dla Lucille Connell.Tak w zasadzie nie miałam bladego pojęcia po co wszyscy się tutaj zgromadzili,tak jak już wspominałam członkowie mojej rodziny rozeszli się w swoje strony i każdy żył swoim życiem.Musiałam przyznać,że jednak mimo wszystko byłam choć trochę ciekawa o co całe to zamieszanie,dlatego w jedną dłoń chwyciłam suknię,drugą położyłam na złotej poręczy i zeszłam po marmurowych schodach.Lucille jakby telepatycznie (co biorąc pod uwagę naszą zażyłość było nieco śmieszne) wyczuła moją obecność i obróciła się w moim kierunku,próbując wypatrzeć mnie spośród tłumu.Wolnym krokiem skierowałam się do niej,a kiedy tylko się przy niej znalazłam,oślepił mnie blask fleszy.
-Ashley,moje dziecko!-złapała mnie w ramiona i uścisnęła na tyle mocno,aby nie zetrzeć sobie różu z policzków.-Uśmiechnij się do zdjęcia.-szepnęła mi do ucha,a następnie wyprostowała się,wciąż obejmując mnie w pasie.Kilka pstryknięć z różnych ujęć,na jednym udało mi się nawet otworzyć oczy,i fotograf oddalił się od nas szukając innych ofiar do oślepienia.Aczkolwiek,wokół nas wciąż stało wiele,zapewne bardzo ważnych,osób,które z uśmiechem przyglądały się gospodyni imprezy obejmującą swoją córkę.-Stęskniłam się za tobą.-Mimo iż powiedziała to dlatego,że spoglądało na nią tuziny gapiów,poczułam że mówiła to odrobinę szczerze.
-Ja za tobą też.-odpowiedziałam i już miałam pytać z jakiego powodu cały ten cyrk,ale w ostatnim momencie ugryzłam się w język.Byłam mamie potrzebna,tak powiedziała przez telefon,to znaczy że nie mogę się zdradzić iż nie mam pojęcia o jej wielkich planach.Cokolwiek to było,odniosło wielki rozgłos skoro zainteresowała się tym prasa.-Pięknie dzisiaj wyglądasz.-wyznałam zgodnie z prawdą,teraz z bliska przyglądając się jej długiej,czarnej sukni opinającej jej ciało.
-Och,daj spokój!-na pokaz wybuchnęła perlistym śmiechem,a ja niepostrzeżenie wywróciłam oczami,ale również się uśmiechnęłam.-Moi kochani,chciałabym wam przedstawić moją najmłodszą córkę Ashley,która ostatnimi czasy bardzo mnie wspierała i gdyby nie ona,moje plany nigdy by się nie zrealizowały.-oznajmiła pewna siebie,a kilka osób zaklaskało.Poczułam się głupio,będąc w centrum uwagi,ale starałam się nie zaprzątać tym głowy.To tylko jeden wieczór,jakoś wytrzymam te przesadnie słodkie,wyssane z palca uwagi.-Nie wiem czy wiecie,ale Ashley jest zawodową tancerką,kilkakrotnie wygrała mistrzostwa Ameryki,a nawet Europy!-zawołała,a po sali przeszła fala zachwytu.-Dzisiejszego wieczoru zaprezentuje nam jeden ze swoich popisowych solówek,prawda kochanie?-mama z szerokim uśmiechem na stałe przytwierdzonym do twarzy spoglądnęła na mnie wyczekująco,a głęboko w jej brązowych oczach dostrzegłam nutkę błagania.Byłam kompletnie nieprzygotowana,nie zabrałam podkładu muzycznego,nie miałam odpowiedniego stroju do tańca a przede wszystkim samopoczucia do publicznego występu,ale mimo to odpowiedziałam:
-Z wielką radością.
Wielcy goście mojej mamy byli na tyle głupi iż nikt z nich nie zauważył,że mówię to z totalną niechęcią,a mój "uśmiech" był kompletnie sztuczny i trwale przyklejony na nadchodzący wieczór.

*

Po kilkunastu minutach rozmowy z poszczególnymi osobami skutecznie unikałam tematu przedsięwzięcia mojej rodzicielki,bądź przytakiwałam im ostrożnie dobranymi słowami.Czułam,że policzki całkowicie mi zdrętwiały od wymuszonego uśmiechu i zamierzałam się wyrwać z tego koszmaru,który denerwował mnie z minuty na minuty coraz bardziej.Wydostałam się z tłumu i podeszłam do stolika z alkoholem.Już chciałam sięgnąć po kieliszek wina,kiedy przez mikrofon usłyszałam zapowiedź mojego występu.Czując,że ktoś mi się przygląda,głośno westchnęłam i posłałam ostatnie błagalne spojrzenie w kierunku wytrawnego trunku.Zmuszona byłam do zaprezentowania swoich umiejętności,niech jej będzie.Na oczach nieznanej mi osoby,która stała za mną i mnie obserwowała,szybkim ruchem zdjęłam pantofle,następnie zsunęłam do kostek sukienkę,pozostając w samej halce.Jeśli miałam tańczyć,musiałam czuć się wygodnie.Poburtałam nieco moje włosy a potem szepnęłam stojącemu nieopodal Benowi aby załatwił mi mój podkład.Chwilę zajęło zanim go znaleźli,ale gdy w końcu się to stało goście rozsunęli się na boki,pozostawiając mnie samą na środku parkietu.
[kliknij aby włączyć muzykę - jest ona dosyć ważnie połączona z dalszą częścią rozdziału]
Jak tylko usłyszałam pierwsze dźwięki,rozluźniłam wszystkie mięśnie i cała oddałam się tańcu.Straciłam kontakt z rzeczywistością,z gośćmi,z moją matką i z Benem,teraz liczyłam się tylko ja.W tańcu nie chodzi tylko o to aby poruszać jedynie nogami,rękami,ciałem,ale w tańcu chodzi o to aby poruszać swoim sercem i duchem.To wszystko rodzi się tu,w środku.
Muzyka którą wybrałam była ciężka,ale ja lubiłam wyzwania.Ta piosenka była jedną z moich ulubionych,skupiałam się przy niej głównie na mięśniach brzucha.I przez cały czas improwizowałam.Wykonując poszczególne ruchy czułam się jak mucha znajdująca się za szybą,próbująca wydostać się na wolność.Jak motyl uwięziony w słoiku,który powoli konał.Powoli sama zaczęłam tracić dech w piersi,ale nie przejmowałam się tym,to było normalne w moim przypadku.Miałam tak kiedy się przepracowywałam a dzisiejszy dzień na prawdę był dla mnie ciężki.W pewnym momencie padłam na podłogę,ale wszyscy byli tak zaabsorbowani tym co widzą,że nie zwrócili uwagi na to,iż na prawdę słabnę.I dobrze,dzięki temu byłam bardziej przekonywująca,Od zawsze byłam perfekcjonistką,jeśli na czymś głęboko mi zależało dawałam z siebie nie sto procent,ale dwieście.Stawiałam sobie wysokie poprzeczki aby później móc zatriumfować,być dumną z samej siebie i sprawić aby inni mogli mnie podziwiać.Zawsze tańczę najpiękniej jak potrafię,tańczę tak aby wszystkich zachwycić.W rytm muzyki podniosłam się na równe nogi trochę zbyt nagle przez co zakręciło mi się w głowie,ale nie przejęłam się tym.Jeszcze tylko kilka obrotów,padnięcie,przeturlanie się,szpagat w powietrzu,zwinięcie się w kłębek i...koniec.Światła na moment zgasły,na sali zapanowała cisza,a ja pozbierałam się z podłogi,aby po chwili ukłonić się z największą gracją na jaką było mnie w tej chwili stać.Tłum ludzi zaczął mi wiwatować i oklaskiwać mnie,a ja zadowolona z siebie wyszczerzyłam zęby w szczerym uśmiechu.Kiedy zauważyłam,że mama próbuje się do mnie przedostać,szybko czmychnęłam na drugą stronę sali.Byłam spragniona,podeszłam więc do jednego ze stolików i nie mogąc znaleźć wody,ani nic innego oprócz alkoholu,wypiłam duszkiem najpierw jeden kieliszek wina,potem drugi,a kiedy zabierałam się za trzeci ktoś wyrwał mi go z dłoni.
-Wiesz,że nie powinnaś.
Nic nie odpowiedziałam,tylko uniosłam brew patrząc na matkę,a potem złapałam się za głowę i powoli skierowałam się na balkon.Owszem,nie powinnam przesadzać z alkoholem,nie powinnam palić papierosów,nie powinnam się przemęczać ani stresować.Ale to była moja prywatna sprawa,bo jestem już dorosła i nikt nie będzie za mnie decydował,a już na pewno nie moja matka,która odzywa się do mnie kilka razy do roku.Jak tylko wyszłam na balkon,świeże i rześkie powietrze uderzyło w moja twarz,pozwalając mi unormować rytm bicia serca.Oparłam się o grubą,marmurową poręcz,uniosłam głowę do góry i wciągnęłam powietrze mocno w płuca.Widok wielkiego,zadbanego ogrodu oświetlonego przez lampiony i wielką tarczę księżyca sprawiał wrażenie wprost jak z bajki.Mimo zmęczenia czułam się wspaniale...byłam spełniona.
-Myślę,że zasługujesz na ten trzeci kieliszek.-usłyszałam męski głos za swoimi plecami i prawie podskoczyłam.Powoli odwróciłam głowę do tyłu,ale nikogo nie zobaczyłam.-Jestem tutaj.-nagle głos potoczył się do mojego lewego ucha,tam też skierowałam swój wzrok.Tuż obok mnie niepewnie stał chłopak,którego poznałam momentalnie.Cóż,musiałabym być mieszkanką innej planety jeśli nie kojarzyłabym jego twarzy.
-Niall Horan.-wymówiłam jego nazwisko z wyraźnym zainteresowaniem,ale mimo to wywróciłam oczami.Nigdy nie byłam fanką boysbandów,a ich obecność na muzycznym rynku mnie zwyczajnie śmieszyła.
-Ashley Connel.-sparodiował mój ton głosu i również spojrzał ku niebu,co spowodowało że mimowolnie się uśmiechnęłam.-Zauważyłem,że coś często zdarza Ci się wywracać oczami.Trzydzieści pięć razy w ciągu pół godziny,imponujące.
Spojrzałam na niego z zainteresowaniem,unosząc lekko brew.
-Ach no tak,zapomniałem jeszcze o tej słynnej brwi.-zauważył,więc obróciłam się od niego,spoglądając w ogród.-Wybacz,że się naśmiewam,po prostu wśród tego nudnego towarzystwa tylko ty wydałaś mi się najbarwniejsza i troszkę Ci się przyglądałem.Wina?-przystałam na jego propozycję i w milczeniu odebrałam kieliszek,napawając się słodką wonią alkoholu.Kiedy po kilku minutach skończyłam,Niall nadal stał koło mnie i podobnie jak ja w zamyśleniu podziwiał ogród.Dziwnie się czułam widząc na żywo osobę,która zazwyczaj głupio szczerzyła się do mnie z witryn sklepowych czy ekranu komputera.Mimo,że mieszkałam w Los Angeles,nie często zdarzało mi się wpadać na kogoś sławnego.
-Jeśli chciałeś mieć takie buty jak ja wystarczyło po prostu spytać gdzie je kupiłam,a nie od razu je sobie przywłaszczać.-podparłam głowę na dłoni i czekałam na jego reakcję.Chwilę zajęło mu zajarzenie moich słów,a kiedy tak się stało wybuchnął śmiechem.
-Zapomniałem,że je trzymam.Pozwoliłem sobie przynieść Ci je abyś nie zmarzła,posadzka jest na prawdę zimna.-podał mi je,a ja potrzymałam je chwilę,po czym wyrzuciłam za barierkę.Blondyn spojrzał na mnie z zaskoczeniem.
-I tak nigdy ich nie lubiłam.-wzruszyłam ramionami i poruszałam palcami u stóp.-Poza tym zimna podłoga przyjemnie mnie ochładza.Bez butów człowiek potrafi czuć się całkiem wolny,powinieneś kiedyś tego spróbować.
Widziałam błysk w jego niebieskim oku i zawahanie znikające z jego twarzy.Nieco mozolnym ruchem rozwiązał sznurówki swoich eleganckich butów i ściągnął je łącznie z czarnymi skarpetami.Przyglądałam się jak wystawia ręce przed siebie i z lekkim uśmiechem wypuszcza buty z dłoni.
-Wolność...-zamknął oczy i wciągnął powietrze głęboko w płuca.-W moim świecie to słowo pojawia się coraz rzadziej.



4 komentarze

  1. No powiem ci kochana, że rozdział naprawdę świetny. Jak na razie twój najlepszy na tym blogu. Polubiłam Ashley, ale jej mamę jakoś niekoniecznie. Oczywiście Niall sprawił na mnie dobre wrażenie i jestem przekonana, że jeszcze nie raz spotka się z naszą główną bohaterką. Czekam na dalsze losy. Całuję, Weronika :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawie jest, zobaczymy co wymyślisz w dalszych rozdziałach :)
    /JustNiall

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha! Wolność co? Hm...spróbujmy chodzić boso po rosie, to dopiero ubaw. Tak jak Twoje opowiadania! A to, wydaje mi się, jest niepodobne w ogóle do wcześniejszych, miło! M.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział! Pisz dalej !!! ♥♥

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Devon